Fatalna postawa zniechęconego do życia Lecha w meczu przeciwko Stali w pierwszej połowie. Nie podjął walki, był tłem dla beniaminka. W drugiej grał trochę lepiej, ale za późno przystąpił do ataku. Miał też pecha. Gola Ishaka nie uznał VAR, piłka odbijała się potem od poprzeczki i od słupka. Zamiast maleć, przewaga do czołówki tabeli rośnie.
Lechowi ubywa piłkarzy. Dotychczas nie miał problemów ze skrzydłowymi. W czwartkowym meczu stracił aż dwóch, gdy na samym początku kontuzji doznał Skóraś, w drugiej połowie z boiska zszedł trzymający się za mięsień Sykora. Na ligę pozostali tylko Kamiński i uniwersalny Puchacz, którego w obronie zastąpił Kraweć. Skutek był taki, że w Mielcu na ławce brakowało ofensywnych graczy.
Przewaga techniczna Lecha była widoczna, ale nie przekładało się to na grę drużyny. Brakowało zdecydowania, dokładności, energii. Goście dostojnie poruszali się po boisku. Kiedy gospodarze założyli pressing, były kłopoty z opuszczeniem własnej połowy. Lechici ratowali się długimi, niecelnymi podaniami. Stal raz po raz tworzyła zagrożenie po stałych fragmentach, a było ich niemało, piłkarze Lecha często ratowali się wybijaniem piłki na rzut rożny, a wtedy kotłowało się pod bramką Bednarka.
Po 20 minutach Stal zamknęła Lecha i egzekwowała róg za rogiem korzystając z nieumiejętności Bednarka gry na przedpolu. W ten sposób faworyt zamiast atakować i prowadzić grę, bronił się na własnym przedpolu drżąc ze strachu, gdy piłka zmierzała w stronę bramkarza. Lech kompletnie stracił kontrolę nad wydarzeniami i wreszcie stało się – stracił bramkę. Nieruchawi obrońcy przyglądali się, jak piłkarze Stali, których było mniej i byli niżsi, podają sobie piłkę głową, aż poleciała on do siatki. Był to kolejny gol obciążający koto defensywy. Wśród tych, co nie interweniowali, był nawet Tiba.
Przegrywającego Lecha nie było stać na zmianę przebiegu meczu. Wciąż dawał się szachować, nie radził sobie z pressingiem. Kilka razy zaatakował większą liczbą zawodników, przedostał się pod pole karne Stali, tam jednak zawsze kończyło się tak samo: niecelnym rozegraniem albo prostą stratą. Kolejorz zgubił pewność siebie, był zagubiony, beniaminek radził z nim sobie zadziwiająco łatwo.
Do przerwy przegrywał zasłużenie, a niewiele brakowało, by drugą zaczął od kolejnej straty. Stal natychmiast wywalczyła jeszcze jeden rzut rożny. Obrona jak zwykle pozwoliła na strzał głową, a piłka odbiła się od słupka. Potem Lech wyszedł wreszcie spod pressingu i stworzył najgroźniejszą akcję w tym meczu. Grał inaczej, jakby wreszcie zaczęło mu zależeć na wyniku. Wciąć popełniał błędy i notował straty, ale przynajmniej walczył.
Po kwadransie Lech uzyskał przewagę, a Stal wycofała się do obrony. Efektem tego była bramka dla Lecha, gdy piłka odbiła się od Ishaka i wpadła do siatki. VAR uznał jednak, że otarła się też o rękę Szweda, więc Lech wciąż przegrywał. A po chwili mógł przegrywać wyżej. Kolejna łatwa strata w środku boiska podczas wyprowadzania piłki sprowokowała Stal do szybkiej kontry, po której Lecha uratował Bednarek. Miał szczęście, mocno bita piłka leciała tak, że wystarczyło mu unieść ręce.
Na boisko weszli Marchwiński i Awwad, więc stało się jasne, że teraz Lechowi jeszcze trudniej będzie coś zdziałać. Potem jeszcze trener Żuraw dał szansę Sobolowi. Nie miał zresztą po kogo sięgnąć, skończyli mu się ofensywni zawodnicy. Ostatnie minuty to bezproduktywne ataki Lecha, po których częściej gubił piłkę niż dawał ją sobie odebrać. Na szczęście trener nie zmienił Tiby, a ten po indywidualnej akcji stworzył sobie dobrą okazję, którą wykorzystał. Chwilę później bramkarz Stali w niezwykły sposób uratował gospodarzy pod świetnej akcji i celnym strzale Ishaka. Piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki.
Sędzia przedłużył mecz aż o 6 minut. I były to minuty z przewagą Lecha. Miał wielkiego pecha, gdy po rzucie rożnym i strzale Sobola piłka trafiła tylko w słupek. To był zły dzień Kolejorza, ale gdyby nie podjął grę w pierwszej połowie, a w drugiej wcześniej zaczął gonić wynik, mógł nawet wygrać.
Stal Mielec – Lech Poznań 1:1 (1:0)
Bramki: Andreja Prokić 27 – Pedro Tiba 87
Żółte kartki: Żyro, Czorbadżijski – Kraweć, Crnomarković, Marchwiński.
Stal: Michał Gliwa, Kamil Kościelny, Mateusz Żyro, Bożidar Czrorbadżijski, Marcin Flis, Krystian Gettinger, Tober Dadok (57 Mateusz Mak), Grzegorz Tomasiewicz, maciej Dimański, Andreja Prokić (74 Paweł Tomczk, 87 Petteri Forsell), Łukasz Zjawiński (74 Przemysław Maj).
Lech: Filip Bednarek, Alan Czerwiński, Lubomir Satka, Djoerdje Crnomarković, Wasyl Kraweć, Tymoteusz Puchacz (72 Filip Marchwiński), Jakub Moder, Pedro Tiba, Dani Ramirez (83 Hubert Sobol), Jakub Kamiński (72 Mohammad Awwad), Mikael Ishak.
Sędziował: Paweł Gil (Lublin).