Mecz Lecha w Krakowie wywołał poważny niepokój. Drużyna wydaje się być na dobrej drodze do „odzyskania” formy z samego początku sezonu, gdy kompletnie nic jej nie wychodziło, a poszczególni piłkarze daremnie szukali formy sprzed wakacji. O niektórych z nich, na przykład o Amaralu można teraz powiedzieć, że gra jeszcze gorzej niż latem. To cień dawnego piłkarza.
W niedzielnej grze Kolejorza nic się nie trzymało kupy. Do rzadkości należały w miarę celne podania. Najczęściej piłka kierowana była tam, gdzie nie było kolegi, albo nikt nie miał szans jej przejąć. Mnożyły się nieporozumienia, straty na poziomie juniorskim, pojedynki przegrywane z rywalami o teoretycznie niższych umiejętnościach. Grająca bez wielu podstawowych piłkarzy, a dysponująca bez porównania słabszą kadrą Cracovia była bliższa zwycięstwa, bardziej mogła się podobać, zwłaszcza pod koniec meczu. Lecha musiał ratować Bednarek, którego ocenę za ten mecz psuje katastrofalne wprowadzanie piłki do gry. Walił po autach albo uruchamiał ataki gospodarzy.
Załamanie formy przyszło w fatalnym momencie. Chciałoby się wierzyć, że to przejściowe i w najbliższym meczu znów zobaczymy Lecha grającego składnie i ambitnie, ale kto pamięta lato, ten powątpiewa w taki scenariusz. To nie wygląda na chwilową słabość. Akurat trzeba w Wiedniu powalczyć o awans do fazy pucharowej Ligi Konferencji, czyli o możliwość gry w Europie także wiosną. Nie można przegrać z Austrią, a wystarczy jej zagrać na takim poziomie, jak w Poznaniu, by Lecha w aktualnej jego dyspozycji pokonać.
Już w niedzielę do Poznania przyjeżdża Raków, który z Lechem radzi sobie ostatnio bardzo dobrze. Wygrywał z nim w lidze, finale Pucharu Polski, w meczu o Superpuchar. Kolejorzowi nie udaje się pokonać ekipy Papszuna od sześciu spotkań. Oglądając męczarnie Lecha w Krakowie, trener Rakowa mógł wpaść w dobry nastrój, choć należy przypomnieć, że Cracovia zadziwiająco łatwo wygrywa z jego ekipą. Ostatnio pokonała ją 3:0. Podobnie było w ubiegłym sezonie.
Kolejna porażka z Rakowem oznaczałaby dla Lecha definitywne pożegnanie się z marzeniami o obronie tytułu. Już teraz sytuacja jest bardzo trudna, na co wpływ mają porażki z początku sezonu, za które winę ponoszą osoby „umiejętnie” budujące drużynę. Klubu z Częstochowy w żaden sposób nie można porównać z Lechem, który ma wszelkie atuty, by zostać potęgą nie tylko na miarę Polski. Raków ma garstkę kibiców, nie budzi tak wielkich emocji, nie stoi za nim cały region. Ma jednak właściciela, któremu nikt klubu nie podarował. Podobnie jak własną firmę, doprowadził go do sukcesów, mądrze nim zarządza, kierowanie sportem powierzył profesjonalistom. I co najważniejsze – jest kibicem swego klubu, zależy mu na trofeach, a nie na niewydawaniu pieniędzy.
Po meczu z Rakowem Lech ugości Villarreal na prawdopodobnie pełnym stadionie, potem jeszcze rozegra dwa mecze ligowe. I piłkarze pojadą na bardzo długie urlopy. John van den Brom najpierw rozczarowywał, potem pokazał się jako fachowiec, teraz znów sprawia wrażenie zagubionego. Ma jednak szanse zakończyć rok z oceną pozytywną, by wiosną było o co walczyć. Władze klubu znajdą dużo czasu na nadrabianie letnich zaniedbań transferowych, ale cudów nikt się w Poznaniu po nich nie spodziewa.