Pół roku trzeba było czekać na wyjazdowe zwycięstwo Lecha. Udało się to dopiero w ostatnim spotkaniu regularnej części sezonu. Korona była dobrym i groźnym, twardo i ambitnie grającym przeciwnikiem, nie miała jednak szans. Christian Gytkjaer dwa razy wykończył akcje kolegów, wykorzystał karnego.
Rogne, który odcierpiał już dyskwalifikację, w miejsce Crnomarkivicia – to jedyna zmiana w składzie Lecha w stosunku do poprzedniego meczu. Trener widać uznał, że nie ma co naruszać tego, co się tak udanie sprawdziło. Rogne zresztą meczu do końca nie rozegrał. Doznał urazu, co dla nikogo niespodzianką być nie może.
Przez kilka minut Lech nie potrafił wejść w rytm, potem jednak układał grę po swojemu, stosując wiele podań, przerywając jak najszybciej akcje gospodarzy. Łatwo konstruował akcje ofensywne, także po mierzonych prostopadłych podaniach. W dobrej sytuacji znalazł się Ramirez, niestety stracił czas szukając lewej nogi, nie zdążył oddać strzału.
Kilka minut później, po kapitalnym, dokładnym podaniu Rogne przez całe boisko, Lechowi niewiele brakowało do bramki. Koronę uratowało odbicie piłki od obrońcy po strzale Jóźwiaka. Lech był lepszy, dojrzalszy, ale musiał uważać, bo nieźle zorganizowana Korona potrafiła organizować szybkie akcje i oddawać celne strzały. Miała przy tym problemem z powstrzymywaniem szybkich skrzydeł Lecha. Szukała wszelkich środków, więc już do 26 minuty sędzia pokazał gospodarzom trzy żółte kartki.
Po pół godzinie Korona poważnie zagroziła Lechowi, ale chwilę potem prostopadłe podanie trafiło do Kamińskiego. Miał niemal identyczną sytuację, jak w meczu z Pogonią. Tym razem dał się pokonać bramkarzowi. Jeszcze piłka trafiła do Gytkjaera, który nie potrafił zrobić z niej użytku. To było ostatnie zagrożenie bramki Korony w pierwszej połowie. Końcowe minuty należały do gospodarzy, grających coraz agresywniej, ale i płynniej, wykorzystujących niepewność i błędy Lecha. Oddawali strzały, na szczęście w większości niecelne. Świetną okazję zmarnował dobrze w Poznaniu znany Jacek Kiełb.
Wynik był przed przerwą sprawą otwartą. Z gry nie wynikało, jak wielka przepaść dzieli w tabeli obie drużyny. Korona mogła mieć nadzieję na sprawienie dużej niespodzianki, ale tylko przez dwie minuty drugiej połowy, dopóki Tiba nie uciekł na lewym skrzydle obrońcom, dośrodkował pod bramkę, a wbiegający na pełnej szybkości Gytkjaer z bliska strzelił do pustej bramki dając swej drużynie prowadzenie.
Mogło by jeszcze lepiej. W dwóch kolejnych szybkich atakach zabrakło tylko ostatniego podania. Potem jednak to Korona zabrała się mocno do roboty i gra przez kilkanaście minut niemal nieprzerwanie toczyła się na połowie Lecha. Cierpła skóra, gdy strzelali Kiełb i Forsell. Wystarczył jeden wypad, by uspokoić zapędy gospodarzy. Po dośrodkowaniu Tiby piłka w polu karnym trafiła obrońcę w rękę. Gytkjaer z „jedenastki” zdobył 19, ale nie ostatnią bramkę w sezonie. Po chwili było bowiem 3:0. Kapitalna akcja, wiele podań, wreszcie szybki rajd Puchacza lewą stroną i podanie, po którym Duńczykowi wystarczyło dołożyć nogę. W ten sposób Korona znalazła się na kolanach.
Próbowała jeszcze ambitnie walczyć. Szła do przodu, a trenerowi Lecha zależało już tylko na tym, by dać pograć młodzieży. Weszli na boisko Skóraś, a potem Letniowski. Lech dowiózł zwycięstwo spokojnie do końca. Za tydzień jedzie do Gliwic, w pierwszym domowym spotkaniu znów podejmie Pogoń.
Korona Kielce – Lech Poznań 0:3 (0:0)
Bramki: Gytkjaer 48, 65 (k), 68.
Kartki: Gnjatić, Kovačević, Pučko, Spychała – Jóźwiak.
Korona: Marek Kozioł, Mateusz Spychała (71 Michal Papadopoulos), Themistoklis Tzimopoulos, Adnan Kovacević, Grzegorz Szymusik, Matej Pucko, Ognijen Gniatić, Jakub Żubrowski (88 Iwo Kaczmarski), Petteri Forsell, Andres Lioi (66 Michael gandawski), Jacek Kieb.
Lech: Mickey van der Hart, Bohdan Butko, Lubomir Satka, Thomas Rogne (77 Djordje Crnomarković), Tymoteusz Puchacz, Jakub Kamiński (69 Michał Skóraś), Jakub Moder, Pedro Tiba (78 Juliusz Letniowski), Dani Ramirez, Kamil Jóźwiak, Christian Gytkjaer.
Sędziował Tomasz Musiał.
Fot. lechpoznan.pl/Przemysław Szyszka