Ekstraklasa uchodzi za ligę, w której każdy może wygrać z każdym. Rzadko zdarzają się mecze, w których jedna drużyna zdecydowanie przeważa, a jeszcze rzadziej tzw. mecze do jednej bramki. Jednak Lechowi raz po raz zdarza się zdominować przeciwnika, na nic mu nie pozwalać, odbierać mu piłkę bardzo szybko i wyprowadzać jeden atak po drugim. Tyle, że nie zawsze spotkania takie wygrywa.

Potencjał ofensywny Lech jest duży. Tylko jego i Legię stać na sprowadzanie tak wartościowych zawodników. Warszawiacy póki co wypisali się  z rywalizacji. Nic dziwnego, że to Kolejorza przedstawia się jako głównego faworyta ligowych rozgrywek. To sezon wyjątkowy dla klubu, bo jubileuszowy. Zdobycie mistrzostwa uznaje się przy Bułgarskiej za obowiązek. Zadanie ułatwia nieobecność w czołówce głównego rywala. Osiągnięcie celu nie wydaje się trudnym zadaniem. Jednak kilka klubów mocno się Lechowi postawi.

– Przez opinie na temat naszej siły presja rośnie – przyznaje trener Maciej Skorża. – Musimy sobie z tym radzić. Dla mnie ważny jest rozwój drużyny. 13 rozegranych spotkań to nawet nie połowa sezonu. Doświadczenie uczy, że w naszej lidze zmiany akcji mogą być zaskakujące. Nie mamy wpływu na to, co o nas mówią. Cieszymy się, że nasza praca jest doceniana, ale nie opinia publiczna jest dla nas decydująca lecz punkty w tabeli, a mamy ich potencjalnie tyle samo, co Raków.

Właśnie z klub z Częstochowy prawdopodobnie będzie głównym rywalem Lecha. Od kilku sezonów jest na fali wznoszącej. Mądrze budowana przez Marka Papszuna drużyna ledwo awansowała do ekstraklasy, a szybko umościła się w ligowej czołówce, jest aktualnym wicemistrzem, w swój setny jubileusz zdobyła Puchar Polski. Ma więc już trofeum, na co nie wszystkich stać, czego przykładem jest bezradna w swych dążeniach Pogoń Szczecin. Skoro ma być stały rozwój Rakowa, to kolejnym krokiem musi być mistrzostwo, czyli pojedynek z Lechem Poznań.

Porównując oba kluby, większy potencjał ma Lech. Stać go na lepszych zawodników, w tym wychowanych we własnej akademii. Stoi za nim duży region, a zwłaszcza bogate miasto. Stadionów klubowych i liczby kibiców nie ma co porównywać, bo to inne światy. Gdyby wskazać największą siłę Rakowa, trzeba byłoby wymienić rozsądnego właściciela, a przede wszystkim Marka Papszuna. To on jest alfą i omegą w klubie. Odpowiada tam właściwie za wszystko, pobierając najwyższe w lidze uposażenie. To on wymyślił i ciągle doskonali sposób gry, dobiera do niego wykonawców, którymi wcale nie są gracze z najwyższej półki.

Gdyby piłkarzy Rakowa umieścić (oczywiście tylko w teorii) w innych drużynach, ich widoczne dziś walory szybko by przepadły. Oni świetnie się sprawdzają w systemie wymyślonym przez Papszuna. Są znakomicie zgrani, sprawnie realizują schematy, nad którymi w klubie pracuje się od kilku sezonów. Ten mechanizm rzadko się zacina. Trudno się mu oprzeć. Jednak wszystko ma swój kres. Nie wiemy, czy gra Rakowa to już apogeum jego możliwości, czy też do sufitu jest jeszcze trochę miejsca.

W Lechu grają piłkarze wartościowsi, o większych umiejętnościach. Nie można przecież porównać Gutkovskisa do Ishaka, Tudora do Kamińskiego, Kuna do Ba Loua, Cebulę do Amarala. Jeśli Raków ma piłkarzy dobrych, to Lecha stać na lepszych. Jednak Raków swoją drużynę buduje od kilku lat. Produkt Macieja Skorży jeszcze nie jest gotowy. Papszun to czołowy polski trener ligowy. Ale i Macieja Skorżę nie nazwiemy szkoleniowcem na dorobku, trofea wywalczył z kilkoma klubami.

Nadzieją dla Rakowa jest zacięcie się Lecha, i odwrotnie. W poprzedniej kolejce oba zespoły zremisowały wyjazdowe mecze z teoretycznie słabszymi przeciwnikami. Rywalizacja może do samego końca polegać na unikaniu wpadek. Jeden i drugi zespół stać na pokonanie każdego w lidze. Raków funkcjonuje jak sprawna, wprowadzoną na wysokie obroty maszyna, która jednak musi znaleźć kres możliwości. Lecha, przynajmniej w teorii, stać na więcej. Jeśli nie przyjdzie załamanie, z czym w tym klubie liczyć się trzeba zawsze, to praca Macieja Skorży i jego umiejętność zdobywania trofeów przyniosą powodzenie.

Udostępnij:

Podobne