Po sromotnej klęsce z Pogonią Szczecin na własnym stadionie kibice Lecha marzyli o zemście wiosną, gdy drużyna stanie na nogi. Jeśli teraz marzą o czymkolwiek, to o uniknięciu kolejnej kompromitacji, bo zespół poszedł w rozsypkę. Jedyną nadzieją na w miarę przyzwoity wynik może być słabsza w ostatnich spotkaniach postawa przeciwnika.
W grudniu, w meczu przełożonym z powodu występów Lecha w Lidze Europy i epidemii w obozie rywala, Pogoń przy Bułgarskiej wygrała 4:0, a wynik mógł być nawet wyższy. Lech był osłabiony kontuzjami, zawodnicy przemęczeni meczami rozgrywanymi co trzy dni, zniechęceni słabiutkimi wynikami. Teraz przyszedł czas na rewanż. Lech, jak zapowiada trener Dariusz Żuraw, jedzie do Szczecina po trzy punkty, bo ani on, ani piłkarze nie zamierzają się poddawać.
Ciekawe, skąd trener czerpie tę wiarę. Przypomina, że wcześniej to Lech wygrał 4:0, ale po tamtym Kolejorzu pozostało wspomnienie. Dariusz Żuraw nie kryje przecież, że moment jest trudny, zespół prezentuje się słabo, zwłaszcza pod względem mentalnym. Jeszcze niedawno twierdził, że wystarczy odnieść zwycięstwo, by Kolejorz ruszył do przodu. Teraz mówi, że rzeczywiście w to wierzył, widzi jednak, że potrzeba więcej czasu. Nie o czas tu jednak chodzi. Ten układ wyczerpał swoje możliwości.
Dni poprzedzające wyjazd do Szczecina drużyna spędzi na krótkim zgrupowaniu w Opalenicy. Będzie czas na rozmowy, motywowanie się. To może niestety nie wystarczyć, gdy piłkarze są źle przygotowani. Z Rakowem w Pucharze Polski byli bez szans, bo w przeciwieństwie do niego nie stosowali żadnej taktyki, nie potrafili wyprowadzić piłki do przodu, a na dodatek popełniali błąd za błędem, seryjnie przegrywali pojedynki. Rywal potrafił to wykorzystać, mimo iż ma w składzie teoretycznie mniej wartościowych zawodników.
Wszyscy w Poznaniu już wiedzą, że jeżeli trener Żuraw zapowiada wyciąganie wniosków, naprawianie błędów, usuwanie niedociągnięć, to będzie dokładnie odwrotnie. Pamiętamy to przecież z jesieni. Mecz po meczu nie potrafił wyleczyć piłkarzy z fatalnego zachowania przy stałych fragmentach w obronie i bramek traconych w doliczonym czasie gry. Skoro wtedy był całkowicie bezradny, dlaczego teraz miałby znaleźć receptę na złą postawę piłkarzy?
Trener przyznaje, że zespół źle przechodzi z obrony do ataku, że zamiast zachować spokój w ofensywie, stosuje dalekie wykopy i próbuje walczyć o tzw. drugą piłkę. O tym wiedzą wszyscy. To nie tajemnica, że znów mamy nudnego, bezzębnego Lecha. Trener podobno stara się znaleźć antidotum, szuka nowych wariantów rozgrywania akcji, jest jednak coraz bardziej schematycznie, topornie, męcząco. Nic nie wieszczy zmiany. Utrzymywanie tego stanu to strata czasu. Hamowanie rozwoju młodych piłkarzy, marnowanie ich talentu, nie wspominając już o trwonieniu pieniędzy i igraniu z wytrzymałością kibiców. Lecha i tak czeka zmiana trenera, jak zawsze. I jak zawsze będzie się mówić, że nastąpiła to za późno.
W każdym klubie wiedzą, jak zneutralizować Lecha. Dariusz Żuraw nie należy do taktyków potrafiących zaskoczyć rywala. Nawet nie próbuje niczego zmieniać w trakcie meczu. Zapowiada, że zespół wciąż będzie stosował to samo ustawienie. Przeciwnicy zacierają ręce. Dumnemu Lechowi, który w ostatnim sezonie zarobił fortunę i mógłby zawojować ligę, przypadła rola dostarczyciela punktów.
Nie wiemy niestety, którzy piłkarze wciąż nie są zdolni do gry, bo dla trenera Żurawia jedynym sposobem na zaskoczenie rywala są fałszywe przekazy. Od tygodni słyszymy, że Ishak i Satka trenują z drużyną i znajdą się w meczowej kadrze.