Zwycięstwem uczcili mistrzowski tytuł

To był niecodzienny mecz. Szczelnie wypełnione trybuny, atmosfera wielkiego święta, poczucie wypełnionej misji. Piłkarze Lecha mogli zagrać na luzie, cieszyć się futbolem, choć nie wszystko im wychodziło. Trener przemeblował skład dając szansę wystąpienia w tak ważnym spotkaniu piłkarzy, na których rzadko stawiał. Nie zawiedli. Lech odniósł szóste z rzędu zwycięstwo, trzecie kolejne wynikiem 2:1. A po ostatnim gwizdku zapanowała wielka radość, odbyła się dekoracja, piłkarze dziękowali kibicom, a oni szaleli ze szczęścia.

Początek meczu nie wskazywał na łatwe zwycięstwo Kolejorza. Gra im się nie kleiła, nie wychodziły akcje ofensywne, pomyłki w obronie nie były na szczęście brzemienne w skutki. Gracze Kolejorza chcieli pomóc Ishakowi w zdobyciu tytułu króla strzelców ekstraklasy. Nie miał on jednak dnia, nie wychodziły mu strzały, posyłał piłkę daleko od celu. Mimo tego Lech dość szybko wyszedł na prowadzenie po golu Kędziory, z bliska kierującego piłkę do siatki po asyście Czerwińskiego.

Zagłębie atakowało, ale nie miało szczęścia, niczego nie wskórało mimo kilku okazji. Straciło drugiego gola, strzelonego przez Czerwińskiego, bardzo rzadko grającego w tym sezonie, często nieobecnego nawet w kadrze meczowej. Po strzeleniu gola radości nie okazywał, przez szacunek dla Zagłębia, swego poprzedniego klubu.

Druga połowa była słabsza w wykonaniu Lecha. Nastąpiło pożegnanie van der Harta i Kamińskiego, trener robił zmiany, piłkarzom niewiele wychodziło, ale nie to było najważniejsze tego dnia. Nerwowo się zrobiło po faulu Satki w polu karnym, próbującego ratować sytuację po swoim błędzie. Po rzucie karnym przewaga Lecha zmalała, Zagłębie ambitnie nacierało, kilka razy było bliskie celu. Lech próbował zdobyć bramkę z wypadów, był jednak równie nieskuteczny, jak przeciwnik. Mecz został przedłużony z powodu zadymienia stadionu przez świętujących fanów. Nic się już nie zmieniło, po końcowym gwizdku było już tylko wspólne świętowanie.

Udostępnij:

Podobne