Jeszcze nigdy piłkarze nie rozpoczynali grać w ekstraklasie tak wcześnie. Start rundy wiosennej bieżącego sezonu nastąpi już 27 stycznia, czyli w pełni zimy. Lech tego dnia rozegra pierwszy mecz po przerwie między rundami, trwającej od listopada, czyli od zawieszenia rozgrywek z powodu mistrzostw świata w Katarze. W niedzielę zmierzy się o godzinie 20.30 ze Stalą w Mielcu. Już po kilku dniach, czyli w środę 1 lutego, jak właśnie ustalono, Kolejorz odrobi ligową zaległość mierząc się o tej samej godzinie w Legnicy z Miedzią.

Pora roku i późne godziny wieczorne wskazują, że pierwsze dwa spotkana Lecha w nowym roku mogą się odbyć w tęgim mrozie, na trudnej do gry nawierzchni. Warunki będą nieprzyjemne i dla piłkarzy, i dla tych, co ich walkę obserwują. Od kiedy każdy ligowy stadion musi być wyposażony w podgrzewane boisko i dach nad widownią, wiosenne rozgrywki wznawiane są coraz wcześniej. W ostatnich latach – najczęściej na początku lutego. Kibice trochę starsi niż najmłodsi pamiętają czas, gdy runda jesienna kończyła się mniej więcej w połowie listopada, a wiosenna zaczynała na początku marca i zdarzało się, że podczas przerwy piłkarze rozgrywali większą liczbę sparingów niż potem meczów ligowych. Zimy były mniej łagodne niż ostatnio.

Jednak nawet wtedy zdarzało się przekładanie meczów z powodu śnieżycy lub roztopów zamieniających boiska w grząskie bajora. Nie zawsze trudne warunki terenowe uniemożliwiały grę. Do legendy przeszedł mecz Lecha z milicyjną Gwardią Warszawa, rozegrany 4 marca 1979 roku jeszcze na Dębcu, rok przed przenosinami na Bułgarską. Pełny stadion, czyli ok. 18 tysięcy widzów oglądało spotkanie toczące się w błocku po kolana, na boisku nie było choćby skrawka zieleni. O normalnej grze nie było co marzyć, odbywały się zmagania w oblepiającej wszystko bryi.

Kiedy rozgrywający Lecha Piotr Grobelny, z powodu czerwonych policzków nazywany „Pomidorkiem”, miał egzekwować rzut karny, miejsce na ustawienie piłki przygotował sobie odgarniając rękoma błocko. Trafił do siatki, ale sędzia, pan Ignatowicz z Wrocławia bramki nie uznał z powodu… pozycji spalonej! Po meczu bardzo Lecha przepraszał za – jak to określił – chwilowe zaćmienie umysłu i wyraził radość, że głupią decyzją nie odebrał gospodarzom zwycięstwa. Kolejorz wygrał 3:0, a Gwardia po sezonie opuściła ekstraklasę, już na zawsze.

Inny pamiętny mecz rozegrany został przy ul. Bułgarskiej z Zagłębiem Lubin. Miał się odbyć 4 marca 2000 roku, w sobotnie popołudnie. Poznań nawiedziła jednak śnieżyca, mimo wysiłku wspomaganych przez kibiców klubowych służb nie udało się oczyścić boiska, mecz został przełożony na niedzielne południe. Wszystkim zaimponowała grupa fanów Zagłębia, którzy nie wracali do siebie po przełożonym meczu, spędzili w Poznaniu noc, by obejrzeć porażkę swej drużyny. Lech wygrał 2:0 po golach Sławomira Suchomskiego, ale i tak za kilka miesięcy spadł z ligi.

Kiedy w styczniu 2009 roku wracający z obozu przygotowawczego Werder Brema zaproponował Lechowi rozegranie sparingu, trener Franciszek Smuda skwapliwie skorzystał z możliwości skonfrontowania swej drużyny z klasową niemiecką ekipą. Mecz odbył się we Wronkach 20 stycznia, w zimowej scenerii, kilka dni przed wznowieniem rozgrywek Bundesligi. Niemcy byli już w wysokiej formie, Lech dopiero zaczynał przygotowania, ale na dobrze przygotowanym boisku różnicy klasy widać nie było. Tamten Lech grał świetnie, miał w zespole gwiazdy.

W wyjściowym składzie Werderu znaleźli tak znani piłkarze, jak Boenisch, Ozil, Sanogo, Pizarro, Mertesacker. Klasą przyćmił ich Semir Stlić, strzelec obu goli dla Kolejorza. U jego boku grali młody Lewandowski, Djurdjević, Peszko, Rengifo, Reiss. Kolejorz właśnie wyszedł z grupy Pucharu UEFA, sposobił się do meczów z Udinese i wznowienia ligi, a był głównym faworytem do mistrzostwa. Niemcy musieli się natrudzić, by wygrać ten sparing 3:2. Byli przyzwyczajeni do gry o tej porze roku. Dla polskiej drużyny było zjawisko wyjątkowe, wręcz histiryczne.

Kto znalazł się na stadionie Lecha 1 grudnia 2010, gdy odbywał się słynny mecz z Juventusem, ten może być pewny, że w bardziej ekstremalnych warunkach meczu już w swym życiu nie obejrzy.

Udostępnij:

Podobne

Pogrom na Morasku

Ostre strzelanie urządziły sobie panie z Lecha Poznań UAM mierząc się z najsłabszą drużyną pierwszej ligi kobiet, Bielawaianka Bielawa. Wygrały aż 11:0. Można jednak powiedzieć,

Sensacja! Lech ograny przez beniaminka

Piękna seria zwycięstw nie mogła trwać bez końca. Kto by się jednak spodziewał, że przerwie ją beniaminek z Lublina, zmęczony meczami granymi co kilka dni?