To był kolejny występ Lecha, w którym zwycięstwo zawdzięcza nie sposobowi gry, ale klasie czołowych, najlepszych w lidze piłkarzy. Niektóre elementy szwankowały, z meczu na mecz powtarzają się te same błędy, stałe fragmenty nic nie dają, przeciwnicy dochodzą do dobrych sytuacji. Czy indywidualna jakość zawodników wystarczy do wygrania ligi?
O mistrzostwo Polski Lech będzie walczyć z Rakowem i Jagiellonią. Zajęcie drugiego lub trzeciego miejsca sprawi wielki zawód, oczekiwania są ogromne, a klub tym razem zrobił niemało, by wzmocnić drużynę. Na razie Kolejorz jest liderem, ale to nie musi trwać aż do czerwca. Punkty, czyli pierwszą pozycję można stracić w każdej chwili. Potem miejsce to można odzyskać, ale nie wydaje się, by terminarz Lechowi sprzyjał. Ma dwa bardzo trudne wyjazdy, do Białegostoku i Warszawy. To mogą być spotkania o wszystko, szczególnie dla przeciwników.
Najłatwiejszy terminarz ma Raków, który zdaniem niektórych komentatorów jest dzięki temu faworytem rozgrywek. Nie gra porywająco, ale wracający do klubu trener Papszun wprowadził do gry automatyzmy, wypracował system ułatwiający strzelenie choćby jednej bramki dzięki kontroli nad wydarzeniami, a zgrana defensywa rzadko daje się zaskoczyć. Już w najbliższy weekend wiele może się wyjaśnić, bo czołowe zespoły rywalizują miedzy sobą. Skoro tak bardzo lubimy porównywać obecny sezon do ostatniego mistrzowskiego, to zwróćmy uwagę, że wówczas Lech wiosną stracił pozycję lidera, a odzyskał ją dzięki imponującej serii zwycięstw w samej końcówce.
W tym sezonie Lech seryjnie nie wygrywa. Zanotował tylko jeden taki moment. Zaczęło się 17 sierpnia w Lubinie, a zakończyło 29 września w Kielcach. Kolejno pokonane zostały Zagłębie, Pogoń, Stal, Jagiellonia, Śląsk, Korona. Passa ta została niespodziewanie przerwana w Poznaniu przez Motor. Potem zdarzały mu się najwyżej dwa zwycięstwa z rzędu, dopiero ostatnio wygrał po kolei trzy spotkania, a nikt nie przewidzi, czy seria ta będzie kontynuowana. Na Lecha czekają u siebie Jagiellonia i Śląsk. Gdyby udało się zdobyć wyjazdowy komplet punktów, byłoby pięknie, bo potem na Bułgarską przyjedzie Korona.
Wydawało się, że Jagiellonii trudno będzie utrzymać wysoką formę w lidze grając też w Europie. Jednak zespół Siemieńca radzi sobie nadspodziewanie dobrze, co nie znaczy, że tak będzie zawsze. Ławka rezerwowych nie jest w Białymstoku równie długa, jak poznańska, w tej sytuacji nietrudno złapać zadyszkę. Na korzyść Jagiellonii, podobnie jak w przypadku Rakowa, działa system gry zapewniający kontrolę nad meczem. Lech być może też się podobnego doczeka, póki co musi polegać na swoich najlepszych zawodnikach. Jeśli wyjdzie im popisowa akcja, taka jak podczas meczu ze Stalą, gdy w kilka sekund piłka wędrowała od gracza do gracza, aż Carstensenowi wystarczyło dołożyć nogę, bezradny będzie każdy przeciwnik. Na takie atakowanie nie stać nikogo w lidze. Nie każdy ma składzie Gholizadeha, Sousę Carstensena, Walemarka, nie wszędzie gra ktoś równie szybki, jak Hakans.
Aż nie chce się wierzyć, że była to jedyna skuteczna akcja wypracowana w całym meczu od początku do końca przez Lecha. Pozostałe gole zawdzięcza błędom rywali. Przy drugim obrońca Stali sprawiał wrażenie, że celowo przepuścił dośrodkowanie Ishaka, piłkę miał w zasięgu. Ostatnia bramka była klasycznym prezentem. Trafień mogło być dużo więcej, gdyby skuteczność nie zawodziła Ishaka, gdyby młody bramkarz Stali nie został na początku rozgrzany dobrymi interwencjami. Przez cały mecz obronił kilkanaście groźnych strzałów.
Lech ma największe możliwości, dysponuje najlepszymi piłkarzami, ale gra nierówno. Żaden zespół nie był tak wychwalany za mistrzowską klasę, żaden tak bardzo nie zawodził w najmniej oczekiwanych momentach. Jeśli ma zdobyć tytuł, musi poprawić skuteczność, zachować absolutną koncentrację, zadbać o wykorzystywanie stałych fragmentów, chyba najsłabszej swojej broni.