Od 2010 roku tylko jednej drużynie udało się w lidze odnieść pięć kolejnych zwycięstw. To Lech Poznań walczący pod wodzą Jacka Zielińskiego o mistrzostwo Polski. W tym sezonie lider tabeli Raków Częstochowa, aby zapewnić sobie mistrzostwo, musiałby wygrać do końca wszystko, czyli kolejne cztery spotkania, osiągając tym samym serię sześciu zwycięstw. Wykonalne? Raczej nie.
Takie samo zadanie stoi zresztą przed Lechem, który musi nie tylko wygrywać wszystko, jak leci, ale i liczyć na potknięcie Rakowa. Jeśli w niedzielę pokona Stal Mielec, wykona połowę zadania osiągając trzy triumfy z rzędu. W tym roku nie zdarzyło mu się to jeszcze ani razu. Wiosnę miał zresztą kiepską. Jak tłumaczą członkowie sztabu szkoleniowego, przyczyną były problemy zdrowotne podstawowych zawodników. Łapali kontuzje, zarażali się koronawirusem, nie było mowy o harmonijnych treningach, liczyło się przede wszystkim odzyskiwanie sił i formy.
Dziś te kłopoty wydają się pokonane. Oprócz Artura Sobiecha, który i tak miałby poważne problemy z wejściem na boisko, bo pierwszym wyborem trenera są Ishak i Kownacki, wszyscy zawodnicy są zdrowi, a ich forma zwyżkuje. Co się nie udawało wcześniej, czyli regularne wygrywanie, jest osiągalne teraz. Wygranie czterech spotkań ligowych do końca sezonu nie wydaje się nadzwyczajnym wyczynem, nawet jeśli po drodze trzeba rozegrać finał Pucharu Polski.
– Właśnie dowiedziałem się od naszego rzecznika prasowego, że od 2010 roku nikt w lidze nie wygrał pięciokrotnie z rzędu – komentuje Rafał Janas, asystent trenera Macieja Skorży. – To dowodzi, jak wielka presja ciąży na zawodnikach i sztabach szkoleniowych. Na końcu sezonu nie jest to proste zadanie. Trwa walka o utrzymanie, o europejskie puchary. Większość zespołów wciąż ma o co grać. Nie jest niemożliwe, by dwie czołowe drużyny zdobyły komplet punktów, ale będzie to bardzo trudne. Liczymy, że nam się to uda i doczekamy się potknięcia Rakowa.
Przez prawie cały sezon głównym faworytem do mistrzostwa Polski był Lech. Trudno było się spodziewać, że przytrafi mu się tak słaba i bezbarwna wiosna, że będzie się zmagał głównie ze swoimi słabościami. Teraz, cztery kolejki przez końcem sezonu, faworytem został Raków, dla którego jest to nowa sytuacja. Wystarczy mu zdobyć komplet punktów we wszystkich spotkaniach.
– Pamiętajmy jednak o presji. Trener Marek Papszun powtarzał, od kiedy pamiętam, że to Lech jest głównym faworytem, a celem Rakowa jest gra w pucharach. Sytuacja się zmieniła. Teraz to Raków, siedząc na fotelu lidera, musi dźwigać brzemię odpowiedzialności. Ten fotel trochę waży. Przekonamy się, czy z dodatkowymi kilogramami na barkach piłkarze tego zespołu będą grać równie swobodnie – przestrzega Rafał Janas. Mimo wszystko w ekipie Lecha panuje rozczarowanie, bo trenerzy i piłkarze liczyli, że to oni będą mieć wszystko w ręku. – Pozostały nam cztery finały w lidze i Puchar Polski. Wszystkie te meczu musimy wygrać, trzeba skupić się na swojej robocie – dodaje trener Janas.
Czy finał Pucharu Polski będzie miał wpływ na to, kto zostanie mistrzem? – Nie zastanawiamy się nad tym. Finał na wypełnionym, mam nadzieję, po brzegi Stadionie Narodowym, to dla nas ważna sprawa. To nobilitacja dla trenerów, zawodników. Fajnie byłoby zakończyć tę piękną przygodę pucharową sukcesem. Zrobimy wszystko, by tak się stało, byśmy wrócili do Poznania ze złotymi medalami – zapewnia Rafał Janas.