Cztery kroki przed Lechem, cztery przed Rakowem. Nie wolno się potknąć

Od powrotu do ekstraklasy Stal Mielec jeszcze z Lechem nie przegrała. Potrafiła odbierać mu punkty nawet w meczach jednostronnych, z wielką przewagą Kolejorza. Jesienią w Mielcu oddał ponad 20 strzałów, ale bramkarz Strączek z wszystkich prób wychodził zwycięsko. Po ostatnim domowym meczu Lech do dziś ma traumę – mimo prowadzenia w samej końcówce dał się frajersko pokonać po dwóch wrzutach z autu.

Jesienią nikt by Stali nie umieszczał w gronie zespołów walczących o utrzymanie. Regularnie punktowała dzięki dobrej organizacji gry, mądrej taktyce trenera Adama Majewskiego, w latach 90. ważnego zawodnika Lecha, reżysera jego gry. Wiosną gra Stali się posypała, ostatnio nie wygrywa, jest coraz bliżej strefy spadkowej. Wydaje się, że to idealny przeciwnik, by pokonać go bez wysiłku i spokojnie przygotowywać się do finału Pucharu Polski. Rafał Janas, asystent Maciej Skorzy, widzi jednak w tej drużynie duży potencjał i nie przewiduje, by dla Lecha była to łatwa przeprawa.

– Jest to solidny ligowy zespół. Jesienią Stal rozgrywała mecze w dobrym stylu. Trener Majewski próbuje wprowadzać nowoczesny futbol, ze składanymi akcjami składającymi się z wielu podań, zakończonymi strzałami. To nie jest kopanie piłki do przodu, ale ciekawa gra. Coś się ostatnio u nich zacięło, ale absolutnie bym tego zespołu nie lekceważył. Ostatnio w Lubinie, zanim Zagłębie zdobyło wyrównującą bramkę, Stal była lepsza, tylko zabrakło jej szczęścia w ostatnich 20 minutach, błędy popełnił bramkarz. W jej przypadku wyniki są gorsze niż gra  – ocenia Rafał Janas.

Rafał Strączek był jesienią jednym z najlepszych bramkarzy w lidze. Mówiło się o jego odejściu do lepszego klubu. W nieprawdopodobny sposób bronił liczne i groźne strzały piłkarzy Lecha. Tuż przed końcowym gwizdkiem, gdy wydawało się, że nic go nie uratuje, w niezwykły sposób zatrzymał piłkę uderzoną przez Antonio Milicia. Wiosną natomiast siebie nie przypomina.

Jeśli Lech zagra tak, jak w środę przeciwko Górnikowi Łęczna, Stal tym razem nie znajdzie sposobu, by go zastopować. Kluczem może być szybkie zdobycie bramki, czyli zdjęcie z siebie presji. Jednak w drugiej połowie środowego spotkania Kolejorz grał na całkowitym luzie, a i tak nie potrafił pokonać Macieja Gostomskiego. Brak skuteczności to od początku sezonu poważny problem Lecha. Zdobył najwięcej goli z wszystkich zespołów, ale w kluczowych momentach ich zabrakło, przez co teraz Lechowi nie wystarczy wygrywać do końca sezonu, by wywalczyć tytuł.

W środowy wieczór, w dzień roboczy, tylko kilkanaście tysięcy osób przyszło na stadion. Doping i tak był nieprzerwany i głośny. W niedzielę Lechowi kibicować będzie dwukrotnie większa liczba osób. Na stadion wybiera się kilka tysięcy młodzieży w ramach akcji „Kibicuj z klasą”. Warto więc na Bułgarską wybrać się wcześniej niż zwykle. Organizatorzy jak zwykle zezwolą na parkowanie setek autokarów pod samym stadionem, co znów, mimo niedzieli, sparaliżuje najbliższą okolicę. Nie tylko dojazd, ale i dojście do obiektu będzie utrudnione, jeszcze gorzej zrobi się po meczu. Takimi działaniami nie zachęci się ludzi do pojawiania się na trybunach.

Początek meczu już o godzinie 12.30. Piłkarze nie są przyzwyczajeni do tak wczesnej pory. Czy będzie to dla nich problem? Trener Janas twierdzi, że to żadna przeszkoda. W Pucharze Polski Lechowi zdarzyło się rozegrać zwycięski mecz rozpoczynający się nawet godzinę wcześniej. Przedmeczowe zgrupowanie rozpocznie się w sobotnie popołudnie. Drużyna spędzi noc w hotelu, z którego uda się wprost na stadion. – Musimy się dostosować. Pora nie ma znaczenia. Mamy trzy punkty do zgarnięcia i absolutnie nie będziemy wybrzydzać na godzinę – zapewnia asystent Macieja Skorży.

Udostępnij:

Podobne

Niech nas znów zaskoczą. Byle pozytywnie

Niewiele brakowało, by Lech nie poniósł konsekwencji ubiegłotygodniowej niespodziewanej obniżki formy. Spośród jego największych konkurentów w walce o mistrzostwo tylko Raków odniósł zwycięstwo, w charakterystyczny

Syndrom Lecha: druga, brzydka twarz

Każdemu zespołowi zdarzy się rozegrać słabszy mecz, złapać zniżkę formy. Jednak to, co Lech zademonstrował w Gliwicach, nakazuje bić na alarm. Tym bardziej, że to