To nie był spacerek. Lech musiał się namęczyć, by pokonać Stal Mielec, nadszarpnąć zdrowie kibiców. Piłkarska jakość wzięła górę, choć mecz nie układał się po myśli Kolejorza. Udało się wytrzymać presję i odnieść trzecie zwycięstwo z rzędu, pierwszy raz w tym roku. Teraz trzeba wygrać jeszcze trzy mecze ligowe, ale najpierw powalczyć o Puchar Polski.
Sensacyjnie zaczął się mecz Lecha ze Stalą Mielec, która nie zachowywała się, jakby skazana była w Poznaniu na pożarcie. Lech musiał za wszelką cenę wygrać, a goście nie mieli niczego do stracenia. Mogli tylko mieć nadzieję, że uda się zaskoczyć faworyta, wymusić na nim presję. I dokładnie tak się stało, bo już w 2 minucie Stal prowadziła. Udało się jej zaskoczyć Lecha składną akcją, a zasłonięty i być może oślepiony słońcem van der Hart nie interweniował tak, jak powinien.
Lech natychmiast ruszył do szturmu. Zepchnął Stal do defensywy, piłka krążyła ze skrzydła na skrzydło. Nie było z tego wielu strzałów, ale najważniejszy cios udało się zadać już po 10 minutach, gdy Ishak wbiegając w pole karne z lewej strony wypatrzył Amarala, wycofał do niego piłkę, a Portugalczyk strzelił lewą nogą nie do obrony. To była ładna i szybka akcja Kolejorza. Mecz zaczął się od początku, ale Lech całkowicie zdominował Stal. Próbowała wydostawać się z głębokiej obrony, przenosić piłkę na drugą stronę boiska, okazała się drużyną nieźle zorganizowaną i groźną, gdy rozgrywa szybki atak.
Jeszcze przed przerwą Lech wyszedł na prowadzenie, gdy Ishak uderzył lekko, a wolno lecąca w stronę bramki piłka minęła bramkarza i obrońców. Okazji do podwyższenia wyniku nie brakowało jeszcze w tej połowie, ale trzecią bramkę udało się zdobyć kilka minut po rozpoczęciu drugiej, czyli w okresie, gdy Lech jest dla rywali najgroźniejszy. Piłkę pod bramkę wrzucał Tiba, głową trącił ją Mateusz Żyro nie dając własnemu bramkarzowi żadnych szans. Klasyczny samobój, ale zasługę trzeba przypisać Tibie.
Portugalczycy od początku grali w komplecie, czyli w czterech i zapewnili Lechowi moc. Amaral popisywał się piłkarskim kunsztem, Tiba walczył w środku boiska, Rebocho i Pereira zdominowali grę w bocznych sektorach. Przed przerwą mnożyły się akcje ofensywne, ale piłka jakoś nie mogła znaleźć drogi do bramki, podobnie jak kilka dni wcześniej w meczu z Łęczną. Po uzyskaniu dwubramkowej przewagi gospodarze wydawali się usatysfakcjonowani, zachowywali się tak, jakby przestało im zależeć.
Goście nie mieli niczego do stracenia i zaatakowali wykorzystując brak determinacji Lecha w dążeniu do kolejnych goli. Piłkarze Stali byli w natarciu, raz po raz wykonywali rzuty rożne, po których dochodzili do strzałów wyprzedzając obrońców Lecha. Uderzali niecelnie, ale do czasu. Dopięli wreszcie swego, po kolejnym stałym fragmencie wbili głową piłkę do bramki. Wydawało się, że Lech zafundował sobie nerwową końcówkę, jednak sędzia obejrzał powtórkę akcji bramkowej i dostrzegł, że zawodnik Stali faulował w decydującym momencie. Gol uznany nie został, ale Stali to nie zniechęciło do atakowania i to ona uzyskała optyczną przewagę.
Lech próbował wyprowadzać kontry, gdy Stal w komplecie przebywała w jego polu karnym. Zawsze niestety czegoś zabrakło, by akcje te sfinalizować. Zadziwiał Michał Skóraś. Rezerwowy Ba Loua pobiegł sam w kierunki bramki gości, dostrzegł wychodzącego na lepszą pozycję Skórasia i do niego popadł. Niestety, zrobił to za późno i niezbyt celnie, ale młodzieżowiec Lecha, choć musiał zbiec do boku, ruszył na bramkę i oddał bardzo mocny strzał trafiając tylko w poprzeczkę. Po kilku minutach, w ostatniej akcji meczu, gdy Stal atakowała całą drużyną, Skóraś znów pędził sam na bramkę gości. I znów mocno strzelił, trafiając w dokładnie ten sam punkt poprzeczki. Precyzja i powtarzalność godne podziwu. Mógł zostać bohaterem, był jednak po końcowym gwizdku załamany.
Lech Poznań – Stal Mielec 3:1 (2:1)
Bramki: João Amaral 12, Mikael Ishak 31, Pedro Tiba 49 – Dominik Steczyk 2
Żółte kartki: Kownacki – Domański.
Lech: Mickey van der Hart, Joel Pereira (62 Tomasz Kędziora), Lubomir Satka, Antonio Milić, Pedro Rebocho, Michał Dłoraś, Radosław Murawski. Pedro Tiba (75 Nika Kwekweskiri), Joao Amaral (75 Dawid Kownacki), Jakub Kamiński (75 Adriel Ba Loua), Mikael Ishak (89 Filip Marchwiński)
Stal: Rafał Strączek, Mateusz Żyro (69 Konrad Wrzesiński), Bożidar Czorbadżijski, Mateusz Matras, Marcin Flis, Krystian Geringer (58 Jakub Wawszczyk), Maksymilian Sitek (69 Wiktor Kłos), Maciej Urbańczyk (58 Oskar Zawada), Arkadiusz Kasperkiewicz (75 Albin Granlund), Maciej Domański, Dominik Steczyk.
Sędziował Daniek Stefański (Bydgoszcz)
Widzów: 26.352.