Pewne zwycięstwo Lecha nad Górnikiem w ćwierćfinale Pucharu Polski po dwóch golach Amarala. Kolejorz całkowicie zneutralizował gospodarzy, wykorzystał wyższe umiejętności, doświadczenie, mądre ustawianie się. W tej edycji rozgrywek jeszcze bramki nie stracił, choć wszystkie mecze rozgrywał poza Poznaniem. Do zdobycia trofeum brakuje dwóch zwycięstw.
Trener nie przemeblował składu. Tylko jedna zmiana zaskakuje – Antonio Milicia z konieczności zastąpił młodzieżowiec Mateusz Skrzypczak. Nieobecność w jedenastce meczowej Ishaka nie dziwi. Maciej Skorża, wbrew przewidywaniom, pominął też rzadko grających w lidze Tibę, Ramireza, Kwekweskiriego, Douglasa, Czerwińskiego. Jak się okazuje, także Puchar Polski jest nie dla nich.
Pierwsze minuty dla Lecha, który częściej utrzymywał się przy piłce, z czego nic jednak nie wynikało. Dobrze zapowiadające się akcje były marnowane niecelnym podaniem, złą decyzją, prostą stratą. Górnik rzadziej dochodził do głosu, ale to on oddał pierwszy celny strzał. Po nieporozumieniu Skrzypczaka i Karlstroma w dobrej sytuacji znalazł się Dadok i van der Hart musiał interweniować.
Bardzo ostrożnie grał Lech, starał się przede wszystkim nie tracić piłki, co nie zawsze się udawało. Nie było frontalnych ataków, ale sukces przyniosła już pierwsza groźniejsza akcja i pierwszy celny strzał. Kamiński i Rebocho rozegrali atak na lewej stronie boiska. Portugalczyk wycofał do stojącego kilkanaście metrów od bramki Amarala, a drugi Portugalczyk pewnie strzelił, bramkarz był bez szans na interwencję.
Nie było powtórki ze Szczecina. Lech nie natarł mocno na rywala, by podwyższyć prowadzenie. Umiejętnie jednak go neutralizował, stosując wysoki pressing, uniemożliwiając wyprowadzanie piłki. Przechwytywanie jej i kierowanie do ataku nie przynosiło powodzenia, bo wciąż dawały się we znaki błędy w rozegraniu, złe decyzje. I to mimo tego, że po boisku biegali piłkarze dobrze ze sobą zgrani.
Aż czterech zmian dokonał trener Jan Urban w przerwie. Posłał do boju wszystkich swoich najlepszych piłkarzy. Górnik zaatakował z większą werwą, grał ofensywniej, ale i nadziewał się na kontrataki. Już po pierwszym powinien paść gol dla Lecha. Kamiński mógł strzelać, dostrzegł świetnie ustawionego Kownackiego, ten jednak przegrał pojedynek z bramkarzem. Podobnych akcji było więcej. Zawsze coś stawało na przeszkodzie, by sytuacje te sfinalizować. Najczęściej zawodził pozbawiony tego dnia czucia piłki „Kownaś”, marnował akcję po akcji, choć nieźle sobie radził znajdując się daleko od bramki.
Po kolejnej szybkiej akcji bramkę zdobył Amaral dobijający strzał Kamińskiego. VAR długo obradował, bo sędzia machnął chorągiewką dostrzegając pozycję spaloną Kamińskiego, ale okazało się, że gol jest prawidłowy. Górnik nadal atakował, a Lech to wykorzystywał zdobywając teren kilkoma podaniami, raz po raz stwarzając sobie okazje bramkowe, ale wszystkie je niemiłosiernie partacząc.
Fatalny brak skuteczności mógł się zemścić, bo w defensywie Lecha pojawiły się objawy braku koncentracji. Całe szczęście, że nie mierzył się z trochę lepszą drużyną, bo młodzi piłkarze Górnika, choć bardzo się starali, nie mogli zrobić czołowemu polskiemu zespołowi krzywdy. Bezpiecznie dowiózł prowadzenie do ostatniego gwizdka.
Górni Zabrze – Lech Poznań 0:2 (0:1)
Bramki: João Amaral 31, 58
Żółte kartki: Kubica – Karlström.
Górnik: Grzegorz Sandomierski, Jakub Szymański, Przemysław Wiśniewski, Adrian Gryszkiew, Dariusz Pawłowski (46 Piotr Krawczyk), Dariusz Stalmach (46 Krzysztof Kubica), Jean Mvondo (46 Alasana Manneh), Robert dadok, Bartosz Nowak, Mateusz Cholewiak (46 Erij Janża), Lukas Podolski (84 Adrian Dziedzic).
Lech: Mickey van der Hart, Joel Pereira, Bartosz Salamon, Mateusz Skrzypczak, Pedro Rebocho (87 Barry Douglas), Kristoffer Velde (46 Michał Skóraś), Radoslaw Murawsk, Jesper Karlstrom (72 Nika Kwekweskiri), João Amaral (82 Filip Marchwiński), Jakub Kamiński (72 Dani Ramirez), Dawid Kownacki.
Sędziował Bartosz Frankowski.
Widzów: 12.087.