Trener Lecha nie kryje satysfakcji z dobrego zakończenia roku. Trzy zwycięstwa dały dużo, choć to, co najważniejsze i najciekawsze, przepadło wcześniej. Klub zrezygnował z obrony mistrzostwa, odpuścił odbudowę drużyny po odejściu ważnych piłkarzy. Zimą też lepiej nie robić sobie nadziei na radykalne wzmocnienia. Miejsce na ligowym podium jest realne, a na trofea tak zarządzanego Lecha stać raz na kilka lat. W zasięgu jest też awans w Lidze Konferencji, co byłoby największym pucharowym sukcesem w historii klubu. Zobaczymy, czy klubowi na tym zależy, czy ma inne priorytety.
Niewiele brakowało, by kolejna próba zdobycia Białegostoku zakończyła się fiaskiem. Jagiellonia jak zwykle grała tak, by zneutralizować walory drużyny dużo lepszej, mającej zawodników o wyższych umiejętnościach. Ciężko było przebić się przez jej szyki obronne, na szczęście tym razem obyło się bez niespodzianki. Wygrał lepszy, choć rzutem na taśmę.
Filip Szymczak to największy wygrany końcówki rundy jesiennej. Trener dawał mu szanse w wielu meczach, jeśli nie na pozycji napastnika, to rozgrywającego lub skrzydłowego. Młody piłkarz kilka razy zagrał słabo, kilka całkiem obiecująco, bywał silnym punktem zespołu, w niczym nie ustępował starszym kolegom. Tyle, że goli nie zdobywał, co nie jest dziwne biorąc pod uwagę, że tylko od czasu występował w ataku. Ostatecznie zdobył trzy bramki, co nie jest pokaźnym dorobkiem, ale każde z tych trafień było bardzo ważne, ratowało drużynę.
Najpierw młody napastnik dał Lechowi wyrównanie w Izraelu. Zdobyty wówczas punkt rozczarował, bo można było wygrać, ale bez tego gola awansu do fazy pucharowej by nie było. W lidze zdobył gole w dwóch ostatnich meczach roku, za każdym razem w doliczonym czasie gry, zapewniając Lechowi zwycięstwa. Wcześniej gole i punkty w końcówkach tracił. W spotkaniu z Rakowem stało się to po raz ostatni. Potem sprawy brał w ręce Szymczak dowodząc, że warto było na niego stawiać i czekać na jego trafienia tak długo.
W lidze gra Lecha cechowała się bezkompromisowością, bo bez względu na to, czy występował na własnym stadionie, czy w gościnie, zawsze grał równie ofensywnie, atakował w ten sam, przewidywalny sposób. Tylko dla Villareal zrobił wyjątek. Nie było co marzyć o prowadzeniu gry i wymienianiu tysięcy podań w środku boiska. Trzeba było zaskoczyć rywala kontratakami. I tak się stało. W ekstraklasie trenera nie interesowało przechytrzenie przeciwnika, neutralizowanie jego walorów. Narzucał własne warunki. Był łatwy do rozszyfrowania, niewiele brakowało, by lepsza drużyna traciła punkty. Warto popracować nad skutecznością i wyrachowaniem, bo nie zawsze szczęście i Szymczak dopisze.
Trener van den Brom jest niewzruszony. Sięga po piłkarzy denerwujących kibiców, daje im szansę wierząc, że potrafią się odpłacić. Velde zdobył kilka ważnych goli, asystował, głównie w pucharach. Szymczak odpalił późno, ale okazał się niezastąpiony. Może trener podobnie postąpi z Marchwińskim. Przełknie jego nieudane akcje, przeczeka gwizdy kibiców i młody zawodnik zacznie spełniać wieloletnie nadzieje. W Białymstoku przeprowadził kilka ciekawych akcji, niewiele brakowało, by zabrał się z piłką na dobrą pozycję.
Nie ma już co marzyć o mistrzostwie, Puchar Polski też przepadł. Nie trenera, nie drużynę trzeba za to winić, ale tych, co wytyczają strategię rozwoju drużyny. Orzekli, że czas pożegnać jubileuszowe szaleństwa i wrócić do szarej rzeczywistości, w której czują się najlepiej. Jeszcze niedawno mówili o letnim okienku transferowym: „myśmy je zawalili”. Tylko naiwni mogą wierzyć, że zimą coś się zmieni, że spróbują niczego nie zawalić. Już dziś słyszymy zapowiedzi asekuracyjne, powoływanie się na ogromne pieniądze wydane ostatnio na drużynę.