Adam Zrelak ma patent na zapewnianie zwycięstw swej drużyny w Grodzisku Wielkopolskim. Kiedy strzela gola, przeciwnicy już się nie podnoszą. Tak było i tym razem, w starciu z Cracovią. Goście w końcówce meczu zmarnowali rzut karny. Warta dopisała sobie 3 punkty, ma już ich 33, zrobiła ważny krok w stronę zapewnienia sobie gry w ekstraklasie także w następnym sezonie.
Początek meczu to zamknięta gra ze strony obu drużyn, szczególnie Warty. Na boisku nie działo się kompletnie nic interesującego. Kiedy gospodarze poluźnili szynki i spróbowali zagrać odważniej, niewiele brakowało, by zostali za to skarceni. Cracovia wykorzystała to, zaatakowała, oddała dwa strzały obronione przez Jędrzeja Grobelnego. Po tej drugiej interwencji piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki. Przed przerwą Zieloni nie oddali ani jednego celnego strzału, co dla nich nie jest niczym wyjątkowym.
W drugiej połowie Warta bardziej nastawiła się na ofensywę. Potrafiła zamykać gości na ich połowie. Szczególnie ciekawe były ataki prawą stroną, gdy piłkarze w zielonych strojach wykorzystywali wolne przestrzenie, rozpędzali się, dośrodkowywali, z czego wynikały rzuty rożne. Aż przyszedł moment, gdy Miguel Luiz oddał strzał z dystansu. Bramkarz Cracovii piłkę odbił, ale był bezradny przy dobitce Zrelaka z najbliższej odległości.
Warta mądrze się broniła, starała się przetrzymać ataki dążącej do wyrównania Cracovii, ale obrońcom zdarzył się jeden błąd. Mógł, a nawet powinien być brzemienny w skutki, bo ratujący sytuację bramkarz gospodarzy wyszedł z bramki i sfaulował Rivaldihno. Poszkodowany sam chciał wymierzyć karę uderzają z 11 metrów. Strzelił w środek bramki, ale piłka odbiła się od poprzeczki. Do końca Warta mądrze się broniła.