Nic nie wskazuje, by John van den Brom miał odzyskać kontrolę nad drużyną. Jest mu coraz trudniej. Dostał drużynę zdekompletowaną, z obroną w stanie szczątkowym, potem zaczęli mu ubywać kolejni defensorzy, głównie z powodu urazów mięśniowych prawdopodobnie wynikających z przeciążenia, czyli z trenerskich błędów. Nie znajduje sposobu na chorobliwy brak skuteczności. Chyba już dostrzegł swą bezradność, zraża do siebie otoczenie. Odmówił dziennikarzowi stacji Canal+, pokazującej mecze ekstraklasy, udzielenia wywiadu, na który był umówiony.
Władze Lecha zachowują zimną krew. Nie reagują na to, co się wyprawia z drużyną. Postarają się kryzys przeczekać, ale to jest najlepszy sposób, by zamienić sytuację w jeszcze trudniejszą. Tak przecież jest za każdym razem, to nie pierwsza zapaść w tym klubie. Każdy inny trener, którzy zastąpiłby zagubionego Holendra, miałby większe szanse wyprowadzenia zespołu na prostą. Dariusz Żuraw nie miał renomy Nawałki, ale szybko opanował bałagan, jakiego narobił w klubie były selekcjoner. Pan Darek początkowo sprawdzał się, nie wytrzymał jednak próby czasu, pokonał go pierwszy kryzys. Lech jest klubem specyficznym, nieracjonalnie i niesportowo zarządzanym. Wyłoży się tu najlepszy nawet trener.
Drużyna jest chora, mentalnie rozbita. Piłkarze sprawiają wrażenie, że mają dość rządów trenera, który w niczym im nie pomaga. Tak duża liczba powtarzających się, często przewlekłych kontuzji, to nie przypadek, lecz efekt niekompetencji. Dlatego nie ma żadnej gwarancji, że Lech upora się z mistrzem Luksemburga. W czwartek może nastąpić jeszcze jedno bicie głową w mur. Nieskoordynowanym, nieumiejętnie przygotowanym do sezonu piłkarzom nie wychodzi zdobywane goli, a nieistniejącą obronę może pokonać nawet europejski kopciuszek. Wartość poszczególnych piłkarzy nie musi mieć znaczenia decydującego, skoro Lech przegrywa mecze na własne życzenie.
Jeżeli nawet obejdzie się bez sensacji i Lech awansuje do fazy grupowej, możemy być pewni niejednej kompromitacji. Drużyny, jaką oglądaliśmy w ostatnich meczach ligowych, jaka nie potrafiła się obronić przed atakami amatorów z Islandii, lepiej byłoby w Europie nie pokazywać. Nie ma poza tym szans na skuteczne łączenie pucharowych występów z ligą. Lech będzie w ekstraklasie ogrywany nawet bez pokazywania się w Lidze Konferencji, przynajmniej dopóki nie pojawi się trener-ratownik, a nic nie zapowiada takiej zmiany. Zarząd klubu będzie się biernie przyglądał, jak Lech tonie. Pożegnanie i zatrudnienie trenera to operacja kosztowna, tu nie wystarczy skorzystać z wypożyczenia bez opcji pierwokupu.
Ewentualne wejście do fazy grupowej pozwoli klubowi zarobić kilka milionów. Nikt nie wie, na co pieniądze te zostałyby wydane, z pewnością nie na budowę drużyny, bo tu się kasy nie trwoni na takie fanaberie. Poprawiony współczynnik UEFA też nie przełoży się na lepsze losowanie w kolejnej pucharowej edycji, bo Kolejorza w pucharach zabraknie. Cudów nie będzie, zespół nie ogarnie się sam z siebie, nie zacznie nagle wygrywać. Nie z tym trenerem, nie z tą lichą kadrą. Kiedy za jakiś czas znów będzie można grać w pucharach, współczynnik już dawno szlag trafi. Tak właśnie od lat przebiega „rozwój” tego klubu.