Seria zwycięstw zakończyła się na Piaście Gliwice. A dokładnie na jego bramkarzu Frantisku Plachu, którego zawodnicy Lecha w żaden sposób nie mogli pokonać. Męczyli się w tym meczu niemiłosiernie, niewiele im wychodziło, popełnili ogromną liczbę niewymuszonych błędów. Lechowi brakuje solidnych, szybkich skrzydeł i skuteczności w ataku, a przede wszystkim jakości w prowadzeniu akcji ofensywnych.
Piast od pierwszych minut grał w sposób, którego Lech nie lubi. Nie stosował pressingu na połowie rywala, za to przed swoją bramką postawił przysłowiowy autobus, którego gospodarze w żaden sposób nie potrafili sforsować. Próbowali oddawać strzały, które albo były blokowane, albo zatrzymywane przez bramkarza.
Piast bronił się, ale i dobrze wychodził do ataku, łatwo wydostawał się spod pressingu. Jego akcje były bardziej składne, przede wszystkim zawodnicy z Gliwic nie mylili się tak często, jak przeciwnik. Zgrabnie wychodził im atak pozycyjny. Niewiele Piastowi brakowało do objęcia prowadzenia w 22 minucie, gdy ograny został Thomas Rogne, a Michał Żyro popędził samotnie na bramkę Van der Harta. Holender zatrzymał napastnika, nieskuteczna była też dobitka gości.
W drugiej połowie działo się więcej dobrego dla Lecha. Nie stać go było na finezyjną grę w ataku, męczył się, często gubił piłkę bez udziału przeciwnika, ale kilka razy przyspieszył, zastosował atak bardziej bezpośredni i stworzył sobie kilka bardzo dobrych okazji bramkowych. Plach wychodził jednak z opałów obronną ręką. Zatrzymał groźny strzał Kamińskiego. Po strzale Ramireza jakimś sposobem przycisną do słupka piłkę, która już wydawała się być w bramce. Powstrzymał szarżującego sam na sam Tibę.
Żadnego pożytku Lech nie miał z Sykory. Wprost przeciwnie, Czech psuł akcję za akcją, trwonił wysiłek kolegów. Jakim sposobem ten piłkarz znalazł się w Lechu, i to za poważne pieniądze? To prawdziwa zagadka. Nie pokazał jeszcze niczego ciekawego, w żadnym meczu. Brak mu piłkarskiej jakości, a chyba i pomyślunku, bo zdarza mu się, przy tak marnych umiejętnościach, wchodzić w pojedynki z trzema przeciwnikami jednocześnie.
Dużo lepiej spisywał się Kamiński, ale nie on, lecz Sykora był w tym meczu skrzydłowym. „Kamyk” grał z boku obrony. Drugim skrzydłowym by lepszy od Sykory, aktywny, ale często tracący piłkę Skóraś. W drugiej połowie udało mu się jednak pokazać kilka ciekawych akcji. Czechowi – ani jednej. Trener Dariusz Żuraw znany jest z dokonywania nieprzewidywalnych zmian. Kiedy wpuszczał na boisko Krawecia można się było obawiać, że zdejmie z niego Kamińskiego. Na szczęście zdjął Sykorę.
Trener nie byłyby jednak sobą, gdyby nie postąpił niekonwencjonalnie. Na ostatnie minuty boisko opuścili zawodnicy, którzy rozegrali się w drugiej połowie i byli groźni dla Piasta – Ramirez i Skóraś. Jako jokerów Żuraw potraktował nastolatków – Kozubala i Palacza. Osłabił siłę ofensywną drużyny w decydujących momentach. Zmiana Karlstoema na Kwekweskiri’ego też była sztuką dla sztuki. W grze Lecha nie było już widać dążenia do strzelenia decydującego gola. To Piast był w doliczonym czasie groźniejszy, miał inicjatywę.
Lech Poznań – Piast Gliwice 0:0
Żółte kartki: Kamiński – Holúbek.
Lech: Mickey van der Hart, Alan Czerwiński, Bartosz Salamon, Thomas Rogne, Jakub Kamiński, Michał Skóraś (84 Krystian Palacz), Pedro Tiba, Jesper Karlstroem (84 Nika Kwekweskiri), Dani Ramirez (84 Antoni Kozubal), Jak Sykora (63 Wasyl Kraweć), Mikael Ishak (74 Filio Szymczak).
Piast: Frantisek Plach, Martin Konczkowski, Tomas Huk, Jakub Czerwiński, Jakub Kolubek, Arkadiusz Pyrka (61 Sebastian Milewski), Patryk Lipski (89 Gerard Badia), Patryk Sokołowski, Michał Chrapek (69 Tomasz Jodłowiec), Kristofer Vida (61 Domink Steczyk), Michał Żyro.
Sędziował Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).