Władze klubu wiedzą już, że postawienie wszystkiego na jedną kartę przyniosło katastrofę. Adam Nawałka nie wydobył drużyny z kryzysu. Wprost przeciwnie. Wpakował ją w potężne tarapaty, zdezintegrował, oduczył gry w piłkę. Wiele się mówi o podziałach w szatni i o tym, że piłkarze grają przeciwko trenerowi. Prawdopodobnie wiele jest w tym przesady, ale nikt nie zaprzeczy, że popełnia on błąd za błędem i że trenerskie umiejętności ma skromne. Nie ma teraz pieniędzy, jakich nie warto byłoby wydać na przekazanie zespołu w lepsze ręce.
Być może Lechowi uda się wygrać jakieś mecze w fazie zasadniczej, a zostało ich cztery, z trudnymi, mającymi mądrych trenerów przeciwnikami. Polska liga jest nieprzewidywalna, czasami wystarczy nastawić się na przeszkadzanie, nie pozwolić sobie na stratę bramki i jedną strzelić. Możemy natomiast wybić sobie z głowy nadzieje, że pod wodzą obecnego trenera Lech zacznie grać po ludzku, czyli na luzie, ze swobodą, ofensywnie, skutecznie. Nawałka spętał słabo fizycznie przygotowanych zawodników pseudo taktyką, wybija im futbol z głowy.
Można dać się nabrać na tajemną wiedzę tego trenera, na jego nadzwyczajną pracowitość i umiejętność analizowania, dzięki której potrafi skorygować wszystkie błędy. Nie można jednak uciec od trudnych pytań. Takich, jak powody zmian w składzie. Kostewycz jest jednym z najlepszych lewych obrońców w lidze, napędza akcje ofensywne. Ostatnio miał słabszą formę, wypadł z łask trenera. Zamiast go odbudować, stawia on teraz na Tomasika, bo ten ponoć mocno trenuje. Jest jednak przeciętnym ligowcem z poważnymi ograniczeniami. Potrafi szybko wprowadzić piłkę na połowę przeciwnika, ale potem albo niecelnie wrzuci ją pod bramkę, albo wycofa kończąc szybki atak.
W meczu z Górnikiem trzeba było gonić wynik. W tym roku Lech nie potrafi grać zespołowo, więc można było liczyć tylko na uśmiech losu, indywidualny zryw któregoś z piłkarzy. Właśnie w tym momencie trener odsyła na ławkę tych, którzy jednym zagraniem, jednym strzałem potrafią odwrócić losy rywalizacji: Gytkjaera i Jevticia. Widząc takie decyzje nie ma co się dziwić, że trener akceptuje bezmyślne, bezładne kopanie w kierunku bramki, co zaliczane jest w statystykach jak strzał, zresztą prawie zawsze niecelny.
Nie ma co liczyć, że podczas zgrupowania w Opalenicy Lech opanuje piłkarskie podstawy, czyli rozgrywanie akcji, wyprowadzanie kontrataku. Raczej będzie to pogłębianie taktycznego chaosu. Drużyna ma rozegrać sparing tak bardzo utajniony, że nie wiadomo nawet, kto będzie przeciwnikiem. To nie jest zresztą istotne, jeżeli gra kontrolna ma posłużyć temu samemu, co wszystkie rozegrane w Turcji, czyli przeglądowi zaplecza, testowaniu ustawienia, które nie powtórzy się nigdy.
Ratowanie klubu poprzez pożegnanie obecnego sztabu szkoleniowego byłoby kłopotliwe, ale jeszcze więcej problemów sprowadzi powierzenie Nawałce misji budowy drużyny na nowy sezon. Wiara w gwałtowną przemianę byłaby naiwnością. Lech nie odpali. Zniszczenia są zbyt duże. Będzie tylko gorzej. Po świecie chodzi wielu sprawdzonych, mądrych trenerów potrafiących odbudować drużynę, odnieść sukcesy. Trzeba tylko przestać popełniać błędy wynikające z naiwności i niekompetencji i postawić na odpowiednią osobę. Teoretyzując – nawet ożywcze przekazanie drużyny Dariuszowi Żurawiowi przyniosłoby korzyści w postaci zwycięstw. Nawałka takiej nadziei nie daje.
O co Lech w tym sezonie jeszcze gra? Najważniejsze, ale i najtrudniejsze będzie załapanie się do czołowej ósemki. Najpierw trzeba pojechać do Kielc, a potem rozegrać domowy mecz z Pogonią. Faworytem Lech nie będzie ani tu, ani tu. Pojawi się natomiast okazja do porównania ekipy Nawałki do zespołów zbudowanych za niewielkie pieniądze, z graczy niechcianych w innych klubach, m.in. w Lechu, ale prowadzonych przez ludzi znających się na futbolu.
Józef Djaczenko