Kiedy Lech sromotnie przegrywał mistrzostwo Polski, a Legia była dekorowana na jego stadionie, potraktowaliśmy to jaklo traumę, która nie ma prawa się powtórzyć. Dla władz klubu, mających dużo szczerych chęci, ale nie dysponujących elementarną wiedzą ani doświadczeniem, była to groźna przestroga. Jak się okazuje, nie wyciągnęły z niej żadnych wniosków. Dziś wydaje się to czystą abstrakcją, ale kto wie, czy za rok lub dwa nie spuszczą Lecha z ligi. Dla nich nie ma niczego niemożliwego.
Czy ktoś by pomyślał, że skazany przy swoim potencjale na coroczną walkę o najwyższe miejsca Lech zakończy sezon na jedenastym miejscu, że poniesie aż tyle porażek, że każdy słabeusz potrafi złoić mu skórę? Dziś stało się to faktem. Potrzeba cudu, by ludzie za to odpowiedzialni posypali głowę popiołem i stwierdzili: to nas przerasta, niech teraz spróbuje ktoś inny. Nie zrobią tego. Nadal będą się upajać zarządzaniem wielkim klubem, planować budowę nowej drużyny, fotografować się z gwiazdami sprowadzanymi do Poznania z Bałkanów lub ze Skandynawii.
Maciej Skorża ma uwiarygodnić poczynania klubu, bo jest tu jedyną osobą nieprzypadkową. Odniósł wiele sukcesów, jego drużyny święciły ligowe triumfy. Dziś mówi, że potrzebuje piłkarzy na każdą pozycję, co sugeruje głębokie zmiany w składzie, radykalnie zwiększenie konkurencji, w konsekwencji walkę o trofea za rok, gdy Lech będzie święcił stulecie. Już dziś mówi się o obowiązkowym dublecie, czyli o Pucharze Polski i mistrzostwie. Ludzie mają uwierzyć, że taki jest teraz cel, że wszystko będzie temu podporządkowane.
Lada chwila zobaczymy, czy rzeczywiście wszystko. Już pierwsze transfery, o ile rzeczywiście do nich dojdzie, dadzą odpowiedź, czy w Lechu postawili na jakość. Szukanie zawodników bez kontraktu i sprowadzanie ich tylko dlatego, że występują na określonej pozycji, huczne podpisywanie z nimi kontraktów, przeprowadzanie wywiadów – to już znamy. Skoro ma się coś zmienić, skoro klub zamierza zarabiane na transferach pieniądze zainwestować w drużynę, to musi postarać się o zawodników klasowych, z lig trochę lepszych niż chorwacka i szwedzka. Graczy wartościowych można znaleźć nawet w piłkarsko zacofanym kraju, ale trzeba się na tym znać. Mamy dowody, że w Lechu z tym jest źle.
Zapowiedź walki o dublet brzmi atrakcyjnie i budzi nadzieję. Tyle, że mamy do czynienia ze sportem, a w tej dziedzinie niczego się nie zaplanuje, żadnej drużyny nie zaprogramuje się na wygrywanie, zwłaszcza po dekadzie kultywowania bylejakość i minimalizmu. Owszem, znamy kluby, w których ponoszenie porażek traktuje się jako zło i wypala jak zarazę. Lech do nich niestety nie należy. Dokonanie gwałtownego zwrotu jest ryzykowne i może się nie powieść z tysiąca rozmaitych powodów. I co wtedy? Jeszcze jeden przegrany sezon i budowa drużyny od początku? Sprawy zaszły wystarczająco daleko, by pozbyć się takich złudzeń.
Fot. Damian Garbatowski