Na jedenastym, kompromitującym miejscu zakończył sezon Lech Poznań. Do ostatniego meczu przystępował z zamiarem odkupienia choćby cząstki win i pokonania Górnika Zabrze. Tym bardziej, że po raz pierwszy od dawna na stadion przyszli kibice, choć w liczbie symbolicznej. Wygwizdali jednak Lecha, który zagrał jeszcze jeden beznadziejny mecz. Prowadził, mógł podwyższyć wynik, tymczasem ledwo zremisował, a niewiele brakowało do porażki.
Górnik lepiej wszedł w mecz, uzyskał przewagę, zamykał Lecha na jego połowie. W poznańskiej drużynie mnożyły się błędy, długo nie udawało się wyprowadzić choćby jednego ataku. Wreszcie Kolejorz doszedł do głosu. Kilka akcji miał nieudanych, ale w 9 minucie udało mu się wyjść na prowadzenie. Sykora asystował, mocno z pola karnego uderzył Ramirez. Do końca pierwszej połowy niewiele ciekawego się już działo. Lech grał tak, jakby satysfakcjonowało go 1:0. W ataku był Górnik, który jednak groźnych strzałów nie oddawał.
Im dłużej trwała druga połowa, tym bardziej rosła przewaga gości ambitnie dążących do wyrównania. Lech tylko odgryzał się, ale groźnie. Gdyby miał dobrego napastnika, podwyższyłby wynik. Sam Johannsson powinien zaliczyć co najmniej hattricka. Nie wykorzystywał sytuacji sam na sam, uderzał wprost w bramkarza, ruszał się na boisku niczym w zwolnionym tempie. Jego koledzy też byli nieskuteczni, niedokładni w rozegraniu. Bramkarz Chudy popełniał błędy, gubił się, ale i tak wychodził na swoje, bo piłkarze Lecha trafiali wprost w niego.
Ataki Górnika nasilały się, aż przyniosły skutek i po strzale Bartosza Nowaka nastąpiło wyrównanie. Kto myślał, że Lech rzuci się do ataku, by odzyskać prowadzenie, ten srodze się zawiódł. To goście przyspieszyli. Nowak miał dużo lepszą okazję bramkową niż ta pierwsza, przegrał jednak w decydującej chwili z van der Hartem. Niezrażony Górnik nacierał, doliczony czas należał do niego, Lech był stłamszony, znów przyniósł sobie wielki wstyd.
Trudno się dziwić frustracji publiczności. Na stadionie było cicho, jeśli nie liczyć w pierwszej połowie protestu grupy kibiców z Kotła żądających od właściciela zmian w klubie. Po meczu złość tych, co dali się namówić na przyjście na stadion, wzięła górę. Poinformowali piłkarzy, co myślą o ich postawie. Porcją gwizdów pożegnali Thomasa Rogne, który kilka minut przed końcem, gdy Lech powinien atakować, doznał kontuzji, musiał opuścić boisko. Taki obrazek na piłkarskich boiskach to rzadkość.
Lech Poznań – Górnik Zabrze 1:1 (1:0)
Bramki: Dani Ramírez 9 – Bartosz Nowak 77
Żółte kartki: Ramírez, Puchacz – Manneh.
Lech: Mickey van der Hart, Lubomir Satka, Bartosz Salamon, Thomas Rogne (90 Vasyl Kraweć), Tymoteusz Puchacz, Jan Sykora (65 Michał Skóraś), Jesper Karlstroem (65 Pedro Tiba), Nika Kwekweskiri, Dani Ramirez (87 Filip Marchwiński), Jaiub Kamiński, Aron Johannsson (87 Norbert Pacławski).
Górnik: Martin Chudy, Dariusz Pawłowski, Krzysztof Kubica, Przemysław Wiśniewski, Adrian Gryszkiewicz, Erik Janża, Norbert Wojtuszek (83 Michał Rostkowski), Alasana Manneh (83 Kacper Michalski), Bartosz Nowak, Alex Sobczyk (24 Roman Prohazka), Jesus Jimenez.
Sędziował Artur Aluszyk (Szczecin).
Widzów: 4890.
Fot. Damian Garbatowski