Gdyby seria porażek Lecha ze Śląskiem Wrocław została w sobotę przerwana, stałoby się to w najlepszym możliwym momencie. Pozwoliłoby wyprzedzić niedawnego lidera, który przed pierwszym meczem w 2024 roku miał nad Kolejorzem aż 8 punktów przewagi. Wydawało się, że nadrabianie tej straty będzie trudnym zadaniem i potrwa długo, o ile w ogóle jest realne. Tymczasem może się to stać błyskawicznie, w sposób niezauważalny.
Jeszcze niedawno Lech miał korzystne statystyki pojedynków ze Śląskiem. Zdarzało mu się wygrywać bardzo wysoko, z nielicznymi wyjątkami zajmował wyższe miejsca w lidze. Wszystko zmieniło się, gdy wrocławian prowadził związany z Poznaniem Ivan Djurdjević. Ogrywał Lecha w zadziwiający sposób. Jego zespół bronił się przed mającym dużą przewagę rywalem, wyprowadzał skuteczne kontrataki, wykorzystywał szybkość Yeboaha, który jest teraz graczem Rakowa. I nie zdarzyło się to raz, ale aż trzykrotnie. Latem Lech znów, po raz czwarty z rzędu, uległ Śląskowi. Można już było mówić o fatum. Tym razem rozpracował go Jacek Magiera.
Rozpracowanie Lecha nie było zresztą dużym problemem. Zawsze grał tak samo, trener John van den Brom nie zaprzątał sobie głowy sprawami tak przyziemnymi, jak ustalanie taktyki, analiza przeciwnika, wykorzystywanie jego słabości. Przez całą jesień Kolejorz głupio tracił punkty, remisował lub przegrywał wygrane mecze. W tym czasie Śląsk skutecznie punktował, wychodził obronną ręką z najtrudniejszych sytuacji, był do bólu pragmatyczny, a przy tym dopisywało mu niebywałe szczęście. W poprzednim sezonie niemal do końca walczył o uratowanie dla Wrocławia ekstraklasy. Po ostatnim meczu w 2023 roku był liderem tabeli.
Sytuacja odwróciła się w nowym roku. Dwa domowe mecze przyniosły Śląskowi zero punktów. Już się nie bronił, nie kontratakował, grał otwarcie, nacierał dużą liczbą piłkarzy, miał znaczną przewagę w posiadaniu piłki. Został skarcony najpierw przez Pogoń Szczecin, potem przez znacznie niżej notowaną Stalą Mielec. A teraz wybiera się do Poznania, gdzie czeka na niego zespół prowadzony przez nowego trenera, potrafiącego dostosować taktykę do możliwości przeciwnika, czego dowiódł w Białymstoku.
Czy to znaczy, że Jacek Magiera i Mariusz Rumak rozegrają partię szachów? Mecz będący hitem całej ligowej kolejki nie musi być otwarty i porywający. Przewidzenie jego przebiegu może być trudnym zadaniem i dla jednego, i dla drugiego trenera. Nie wiadomo, czy Śląsk zagra w sposób, który przynosił mu powodzenie jesienią, czy też zaryzykuje postawę mniej ostrożną, ofensywną. Kolejorz musi być gotowy na różne warianty.
Przede wszystkim jednak musi poprawić to, co ostatnio szwankowało mimo zwycięstw. Lech był groźny, gdy przyspieszał, potrafił skutecznie zaatakować, ma lepiej niż dotychczas zorganizowaną obronę, ale zdarza mu się tracić kontrolę nad wydarzeniami. Gorzej mu wychodzi gra piłką, wyprowadzanie jej spod własnej bramki. Dużo lepiej czynią to Pogoń i Jagiellonia. Rezerwy są tu duże. Brak kontroli nad meczem przekłada się na okresy, gdy przeciwnik rozgrywa piłkę tak, jak mu to odpowiada.
Mariusz Rumak nie może korzystać z kilku ważnych piłkarzy, co na szczęście szyków mu nie krzyżuje. Nie wiemy, czy uraz Marchwińskiego z końcówki meczu z „Jagą” był poważny. Wygrywania nie uniemożliwiła Lechowi słabsza postawa kilku ważnych graczy. Hotić nie może odnaleźć formy z początku swej gry w Poznaniu. Po rozegraniu 21 spotkań nie można powiedzieć, że do czegokolwiek przydał się kupiony za niemałe pieniądze Gholizadeh. Velde nie pokazał w Białymstoku niemałych swych możliwości. Czekamy więc na powrót skrzydeł, które od lat napędzają Lecha. Dobra postawa na bokach boiskach może być podstawą sukcesu, czyli trzeciego zwycięstwa z rzędu.