Zaangażowanie Sindre Tjelmelanda skompletowało sztab szkoleniowy Lecha Poznań. 34-letni asystent Nielsa Frederiksena jest Norwegiem, wcześniej pracował w klubach ze swojego kraju, w tym roku był asystentem trenera szwedzkiego Goeteborga. Lech powoli staje się klubem skandynawskim. Według plotek transferowych interesuje się piłkarzami tej części Europy, ale od roku nie pozyskał żadnego zawodnika, co nie jest sytuacją normalną, szczególnie po katastrofie w ubiegłym sezonie.
Kibice czytają różne, zawsze nieoficjalne, często sprzeczne ze sobą informacje o sytuacji Lecha. Oficjalnie nikt z klubu wprost do nich się nie zwracał. Nikt ich nie przeprosił za upokorzenia, jakich doznali, za jedną wielką kompromitację, jaką był poprzedni sezon. Oczywiście wiedzą, komu to wszystko zawdzięczają, nawet jeśli władze klubu przechodzą nad wszystkim do porządku dziennego. Teraz, w obliczu nowego sezonu, mocno się niepokoją nieskompletowaną drużyną. Docierają do nich, przez nikogo nie dementowane, pogłoski o finansowych kłopotach Lecha Poznań.
Klub zaliczył klapę nie tylko sportową. Straty finansowe są wielomilionowe, a o wizerunkowych lepiej nie wspominać, bo kibice muszą się mocno wstydzić. Kolejorz w ostatnich miesiącach stał się przykładem, jak szybko można roztrwonić to, co zdobyło się całkiem niedawno. Jeśli rzeczywiście występują finansowe kłopoty, to nie wynikają one z niczego innego, jak oszczędzanie na tym, co ważne. Zatrudnienie klubowego pracownika na stanowisko trenera, zaniechanie transferów w sytuacji, gdy ubywają kolejni ważni piłkarze, pozwoliło uniknąć wydatków, ale w konsekwencji zubożyło budżet. Najwięcej zła spowodował brak jakiejkolwiek reakcji na nadciągającą katastrofę.
Pozostaje naiwnie wierzyć, że pogłoski o braku kasy na nowych zawodników okażą się przesadzone. Spóźnione uzupełnianie luk w składzie wreszcie się zacznie. Efektowna gra i ligowe zwycięstwa – w które niełatwo uwierzyć – mogą złagodzić złe postrzeganie Lecha, ale po tym, co się ostatnio wydarzyło i co wciąż trwa, nie ma mowy o radykalnej poprawie klubowego wizerunku i o powrocie wysokiej frekwencji na meczach Kolejorza. To paradoks, że była ona rekordowa akurat w sezonie zakończonym największą od kilku dekad, wielowymiarową klęską.