To może być wydarzenie historyczne. Warto zobaczyć je na własne oczy

Rzadko się zdarza, by przed meczem można było być pewnym, że widowisko będzie ciekawe. Spotkanie Lech Poznań i Bodø/Glimt nie może być inne. Przemawia za tym sposób gry obu zespołów, zwłaszcza norweskiego, który nie potrafi nie grać ofensywnie, ma to w genach. Także Lech, niezależnie od tego, jak się spisze, nie ograniczy się do przeszkadzania, nie powtórzy zachowania z pierwszego meczu.

Klub z małego, położonego na północy Norwegii Bodø powstał z niczego. Trener Kjetil Knutsen przejął drużynę przeciętną, szybko wpoił jej nowoczesny sposób gry, polegający na atakowaniu, stosowaniu aktywnego pressingu, próbowaniu odzyskiwać piłkę natychmiast po jej stracie. I nie stosuje tego tylko w meczach domowych, na sztucznej trawie, z rywalami równymi sobie. Nie inaczej zachowuje się w konfrontacjach z mocnymi zespołami topowych lig europejskich.

O tym, jak składnie i szybko naciera Bodø/Glimt, piłkarze Lecha przekonali się w pierwszym meczu. Chyba tylko brak rytmu gry i pewności siebie rywala pozwolił gościom uniknąć bramkowej straty. Norwegowie strzelali często, rzadko jednak celnie. Prawdopodobnie w rewanżu lepiej ustawią celowniki. Co ciekawe, mają w składzie graczy wartych 4-5 milionów euro, ale po przejściu do innych klubów rzadko potwierdzają oni walory, jakby nauczyli się grać tylko w określony sposób, w otoczeniu równie dobrze zaprogramowanych kolegów i na syntetycznym boisku.

Lech nie powtórzy sposobu gry z pierwszego meczu. Może zostać chwilami zmuszony do obrony, jednak musi też atakować. Norweska defensywa jest słabsza niż przednie formacje, warto to wykorzystać. Także bramkarz przeciwnika nie jest zawodnikiem dużej klasy. Przez długi czas był tylko zmiennikiem, nie ma dużego doświadczenia. Gdyby natomiast wymieniać największe atuty tej drużyny, najbardziej na to zasługuje rozgrywający Berg. Wszystkie akcje przechodzą przez niego, Duńczyk jest jednocześnie mózgiem i sercem Bodø/Glimt. Lechowi brakuje takiego gracza. Nie tylko zresztą takiego, bo poznański klub nie jest zainteresowany budowaniem mocniejszej drużyny. Skupił się tylko na przedłużaniu umów z kluczowymi graczami. Nie zabiega o podniesienie piłkarskiej jakości.

W tym sezonie Lech gra dużo gorzej niż w poprzednim. Wiosną jest gorszy niż pod koniec ubiegłego roku, a jego dojmująca słabość ujawniła się, gdy trener posadził na ławce zawodników, z których korzysta najczęściej. W starciu pucharowym powinien znów sięgnąć po najlepszych, problem tylko w tym, że nie wszyscy mogą grać. Brak Radosława Murawskiego będzie niestety widoczny, tak jak boleśnie dał się odczuć w niedzielę. Kto będzie partnerem Karlstroma na środku boiska? Od decyzji van den Broma zależy sposób gry Lecha. Najbardziej prawdopodobne jest, że zdecyduje się na Kwekweskiriego, choć większą kreatywność zapewniłby Sousa.

A co z ofensywą? Ishak i Skóraś to pewniacy do gry. Wystawienie na drugim skrzydle Velde jest ryzykowne. Więcej chyba dałby drużynie Ba Loua, choć możemy się spodziewać, że zagra tam Szymczak. Kogo zobaczymy na „dziesiątce”? Chyba znów Marchwińskiego, choć ciekawszą opcją byłoby wystawić i Kwekweskiriego, i Sousę. Jeden z nich grałby bliżej norweskiej bramki. Trener ma w zanadrzu jeszcze jedną opcję – skierować na środek boiska Dagerstala lub Czerwińskiego, oczywiście gdyby ten ostatni znów nie zastępował lewego obrońcy.

Udostępnij:

Podobne