Lech Poznań gra w europejskich pucharach od prawie półwiecza, oczywiście z długimi przerwami, natomiast Bodø/Glimt dopiero od kilku lat. Odniósł jednak większe sukcesy niż Kolejorz, bo w przeciwieństwie do niego zdarzyło mu się przejść pierwszą wiosenną rundę rozgrywek. Jak równy z równym walczył (i często wygrywał) z takimi ekipami, jak AS Roma, Celtic, PSV Eindhoven, Arsenal Londyn. Grając u siebie na boisku ze sztuczną trawą strzela mnóstwo bramek. Lecha zdominował, ale bramki mu nie strzelił. Rewanż odbędzie się w zupełnie innej scenerii.
Czy role się odwrócą i naturalna trawa będzie faworyzować gospodarzy? – Jest nam zupełnie obojętne, na jakiej nawierzchni gramy. U siebie mamy sztuczną, w pucharach radziliśmy sobie na trawie, ostatnio trenowaliśmy w Hiszpanii, więc rodzaj boiska nie będzie grał roli – zapewnia trener Kjetil Knutsen, który z prowincjonalnego klubu stworzył mistrza kraju i zespół potrafiący ograć u siebie Romę 6:1. Natomiast John van den Brom uważa, że na jednej i drugiej nawierzchni gra się inaczej. Nie można tego porównywać, na sztucznej trawie piłka krąży o wiele szybciej.

Także pełne trybuny, zdaniem trenera Bodø/Glimt, nie zrobią na jego piłkarzach większego wrażenia. Stadion w Bodø mieści tylko 8,8 tys. osób, ale w pucharach Norwegowie grali na wielkich obiektach i dobrze sobie radzili. Jak twierdzi Kjetil Knutsen, atmosfera stworzona przez polskich fanów będzie sprzyjać jednej i drugiej drużynie. – Zdajemy sobie sprawę, że na stadion w Poznaniu może przyjść tyle osób, ile mieszka w Bodø – żartuje norweski trener. Możliwości Lecha ocenia wysoko i zdaje sobie sprawę, że w rewanżu to on może mieć inicjatywę, prowadzić grę.
John van den Bram w licznej publiczności widzi atut Lecha, choć twierdzi, że oba zespoły mają po 50 procent szans na awans. Wie już, że ostatni raz polska drużyna przeszła pierwszą pucharową wiosenną rundę ponad 30 lat temu, gdy większości obecnych piłkarzy Kolejorza nie było jeszcze na świecie. Teraz mogą oni przejść do historii nie tylko klubu, co sztab szkoleniowy wykorzystuje jako czynnik motywujący. – Zapowiadane 35 tysięcy ludzi na trybunach to dla nas coś fantastycznego. W pucharach własny stadion nam sprzyja. Nasi przeciwnicy muszą zdawać sobie sprawę, że zagramy w dwunastu, bo dodatkowym zawodnikiem będą nasi kibice – mówi holenderski szkoleniowiec.
W czwartek nie będzie mógł zagrać wykluczony przez żółte kartki Radosław Murawski. Podobnie było ostatnio w meczu ligowym, gdy w pierwszej połowie zmiennicy często grających zawodników spisali się źle. – Będzie nam go brakowało – przyznaje trener. – Wyciągniemy wnioski ze zmian, jakie zrobiliśmy w przewie niedzielnego meczu. Także spotkanie w Norwegii dużo nas nauczyło. Wiemy, jak szybko gra zespół Bodø, jak jest dobrze zorganizowany i zdyscyplinowany taktycznie. Spodziewamy się podobnej jego postawy w rewanżu, on to powtarza zawsze, ma otwartą, ofensywną wizję futbolu. Tak zachowywał się także w wyjazdowych meczach przeciwko Arsenalowi i PSV. Grając defensywnie męczyłby się. My chcemy grać podobnie. Będziemy gotowi na różne scenariusze, choć zdajemy sobie sprawę, że nie będzie to dla nas łatwe spotkanie.