Sukces Lecha zależy tylko od niego

Milionowe zyski, frajda dla kibiców, większa szansa na pokonanie głównego przeciwnika – takie byłyby korzyści z wyprzedzenia w tabeli Legii. W ostatniej kolejce Lech zrobił swoje, wymęczył zwycięstwo nad słabiutkim Podbeskidziem, ale rundę zasadniczą kończy na drugim miejscu i z Legią zagra przy Łazienkowskiej. Szansa na grę w Poznaniu przepadła wcześniej, gdy drużyna nie podejmowała walki, frajersko remisowała.

Przez całą rundę wiosenną Lech prezentował formę beznadziejną. Trudno ocenić, czy fatalna postawa czołowych piłkarzy była rezultatem błędów popełnionych przez sztab szkoleniowy w trakcie przygotowań do rozgrywek, czy to skutek kontuzji. Tak gwałtowny i niespodziewany regres to sprawa zastanawiająca. Wierzę, że trenerzy zidentyfikują przyczyny – by podobne sytuacje nie zdarzały się w przyszłości. Gdyby drużynę było stać na wygranie choćby kilku meczów z tych, w których haniebnie straciła punkty, miałaby teraz bezpieczną przewagę nad Legią.

Ma niestety stratę, ale wynosi ona tylko jeden punkt. To tyle, co nic, nawet w sytuacji, gdy bezpośredni mecz odbędzie się na boisku rywala. Lech cieszy się opinią drużyny własnego stadionu, ale akurat z Legią lepszy mecz, choć tylko zremisowany rozegrał na wyjeździe. Legia gubiła przy Łazienkowskiej punkty z zespołami słabszymi od Kolejorza, nie stoi więc on na straconej pozycji – nawet jeżeli o ostatecznym sukcesie zadecyduje ten właśnie mecz, a wcale nie musi tak być. Każdy może przegrać z Lechią, Śląskiem, Jagiellonią, czy Wisłą. Jestem przekonany, że żadna drużyna nie odniesie w rundzie dodatkowej samych zwycięstw.

Nie ma też gwarancji, że o tytuł będą się bić tylko dwie drużyny i że Lech ma w kieszeni co najmniej wicemistrzostwo. Wystarczy rzut oka na tabelę, by zauważyć, że brakuje zdecydowanego faworyta. Jagiellonia ma do Kolejorza tylko dwa punkty straty i jeżeli potrafi ustabilizować formę, ustrzec się niespodziewanych porażek, z pewnością włączy się do walki. Z Legią zagra na wyjeździe, a na Łazienkowskiej czuje się jak ryba w wodzie. Legię czeka też mecz w Gdańsku, gdzie od Lechii regularnie otrzymuje baty.

Kto jest zatem faworytem, kto ma największe szanse na tytuł? Nie podejmę się odpowiedzi na to pytanie, bo wiem, jak wiele zależy od aktualnej formy drużyn i jej czołowych piłkarzy. Szczególnie dotyczy to Lecha. Gdyby potrafił w każdym meczu wznosić się na takie wyżyny, jak w drugiej połowie meczu ze Śląskiem, i gdyby przeciwnicy pozwalali mu grać w ulubiony sposób, miałby wielkie szanse na zdobycie tytułu. Już w sobotę przekonamy się, na co stać naszą drużynę. Nie będzie odpuszczania, markowania gry. Będzie walka na całego. Legii nie stać, by grała lepiej niż w meczach, które już za nią. Lech jest na fali wznoszącej, po słabej wiośnie ciągle ma rezerwy. Jeżeli wyzwoli je akurat teraz – wygra i na Stadionie Narodowym, i przy Łazienkowskiej.

W fazie dodatkowej Lech na wyjazdach zagra z Legią (9 maja), Lechią i Górnikiem Zabrze. U siebie zmierzy się z „Jagą”, Śląskiem, Pogonią i w ostatniej kolejce z Wisłą (w niedzielę, 7 czerwca). Terminarz jest niezły. Najtrudniej będzie wygrać w Warszawie i Gdańsku, ale dla drużyny w pełni formy jest to wykonalne. Czy ktoś nam jednak zagwarantuje, że ta oczekiwana od pół roku forma wreszcie nadejdzie?

Józef Djaczenko

Udostępnij:

Podobne

Sprowadzili nas na ziemię. Jak zwykle

Lech Poznań nigdy nie stanie się europejską potęgą. Ma jednak wszystko, by być czołową ekipą w kraju, regularnym uczestnikiem rywalizacji pucharowej. Niektórzy twierdzą minimalistycznie, że

Warta dała się ograć Śląskowi

Ten mecz nie musiał się skończyć tak źle dla Warty. Nie musiała przegrać. Śląsk wygrał przez wyrachowanie, lepszy pomysł na pozbawienie rywala atutów, większą taktyczną