Można się było spodziewać, że po ogłoszeniu przez zarząd klubu nazwisk niechcianych piłkarzy, trener Lecha chętniej niż do tej pory sięgnie po młodzież. Tak zresztą zapowiedział wiceprezes do spraw sportu. Tymczasem na boisko w Białymstoku wybiegła jedenastka właściwie nie zmieniona. Zabrakło w niej tylko kontuzjowanego Gytkjaera, od początku zamiast niego grał Amaral. W pierwszym składzie pokazał się też Makuszewski, w poprzednim spotkaniu zmiennik młodego Klupsia.
Z tych decyzji można wywnioskować, że Dariuszowi Żurawiowi zależało na dobrym wyniku. Początek meczu rzeczywiście wskazywał na to, że Lech nie przyjechał, by przegrać. Od pierwszych minut miał inicjatywę. Nawet gdy rozgrywał piłkę od obrony, to po to, by trafiła ona na skrzydło, a potem pod bramkę rywala. Po czterech minutach szybkością błysnął Makuszewski. Dośrodkował, wywalczył rzut rożny. Krótkie rozegranie, dośrodkowanie Jevticia i piękny strzał głową Vujadinovicia. To była filmowa bramka, po której na białostockim stadionie zapanowała cisza.
Jagiellonia próbowała atakować, była jednak bezradna, sparaliżowana taktyką Lecha. Nie było pressingu, była za to wysoko ustawiona obrona, przez co pole gry skróciło się i gospodarzom trudno było grać tak, jak w Poznaniu, gdy dominowali w środku boiska. Doprowadzili do dwóch groźnych sytuacji, niechciany w Poznaniu Imaz znów mógł ukarać Lecha. Bez zarzutu spisał się na szczęście Burić.
Lech grał z pomysłem, dobrze rozgrywał piłkę w środku boiska i jeszcze raz zaskoczył Jagiellonię. Makuszewski bardzo dobrze podał do stojącego w jednej linii z obrońcami Amarala, a ten zachował się jak rasowy napastnik – wyprzedził rywali i strzelił pewnie z pierwszej piłki. Aż nie chciało się wierzyć, że w niebieskich strojach grają ci sami piłkarze, którzy tydzień temu zostali przez tego samego rywala zniszczeni.
Gospodarze zamknęli potem Lecha na jego połowie, atakowali pozycyjnie, wiele mu złego zrobić nie mogli, aż nastąpiła kontrowersyjna sytuacja w polu karnym. Burić zatrzymywał szarżującego Imaza, nastąpił kontakt ręki z butem, Hiszpan teatralnie upadł, a sędzia pokazał mu żółtą kartkę za symulowanie. Potem jednak długo oglądał powtórki i zmienił zdanie. Podyktował rzut karny, który Imaz wykorzystał równie pewnie jak w Poznaniu. Po tych wydarzeniach Jagiellonia nabrała wiatru w żagle, nacisnęła w ostatnich minutach pierwszej połowy, w grze Lecha pojawiło się trochę nerwowości.
Pierwsza połowa została przedłużona aż o 6 minut. W tym czasie Lech stracił Jevticia, który upadł trzymając się za mięsień. Takie urazy leczy się długo, więc nie wiadomo, czy zobaczymy go jeszcze kiedykolwiek w barwach Lecha. Wydawało się, że na boisko wejdzie Marchwiński, jednak trener dał szansę Żamaletdinowowi. W ten sposób Amaral nie mógł dłużej grać jako fałszywy napastnik.
Pierwszą połowę Lech zakończył stratą gola, drugą zaczął tym samym. Już po kilku minutach wyrównanej gry, z okazją bramkową Lecha, kilka błędów w środku boiska popełnił Amaral, a Jagiellonia wykorzystywała te straty zaczynając szybkie ataki. Po jednym z nich powstało małe oblężenie bramki Buricia. Vujadinović wybił piłkę, ale dopadł do niej Kadlec i mocnym strzałem nie dał szans bramkarzowi Lecha. I tyle było z prowadzenia Lecha.
Po kilku minutach już nawet przegrywał, bo lobem Buricia pokonał będący na spalonym Runje. Sędzia znów długo sprawdzał, aż uznał, że gola nie ma. Zamiast niego podyktował… rzut karny, bo dopatrzył się wcześniejszego faulu Żamaletdinowa. Bramkarza Lecha znów pokonał Imaz. Cztery gole, w tym trzy z rzutów karnych, wszystko to w tydzień. Pomyśleć, że miał grać przy Bułgarskiej…
Wydawało się, że w ten sposób wracają koszmary Lecha, a tu sytuacja na boisku znów się zmieniła. Znów za sprawą Żamaletdinowa. Zawalił gola, by wkrótce przywrócić remis. Otrzymał znakomite podanie od Marchwińskiego, który wszedł na ostatnie minuty na boisko, oddał strzał, bramkarzowi interwencję utrudnił rykoszet. Mecz zaczynał się więc od początku, po sześciu golach, wielu kontrowersjach i huśtawce nastrojów. Nikt nie nastawiał się na remis, obie drużyny próbowały atakować, oddawać strzały. Były okresy, gdy aktywniejszy był Lech, brakowało mu jednak skutecznej finalizacji nieźle zapowiadających się akcji.
Niewiele brakowało, by Żamaletdinow zdobył drugiego gola, tym razem po indywidualnej akcji, gdy minął dwóch obrońców i uderzył z ostrego kąta. Bramkarz był na posterunku. Sędzia przedłużył mecz aż o 8 minut, ze względu na długie wideoweryfikacje. Najważniejszym wydarzeniem tego doliczonego czasu był ligowy debiut Mateusza Skrzypczaka, syna kierownika drużyny Mariusza. Zastąpił Tibę.
Jagiellonia Bialystok – Lech Poznań 3:3 (1:2)
Bramki: Jesus Imaz (42′ – k), Andrej Kadlec (53′), Jesus Imaz (64′ – k) – Nikola Vujadinović (5′), Joao Amaral (21′), Timur Zhamaletdinov (77′).
Żółte kartki: Ivan Runje (23′), Guilherme (33′), Bodvar Bodvarsson (49′), Bartosz Kwiecień (90′) – Łukasz Trałka (13′), Pedro Tiba (26′), Wołodymyr Kostewycz (55′), Timur Żamaletidnov (63′), Filip Marchwiński (90′), Mateusz Skrzypczak (90′).
Jagiellonia Białystok: Marian Kelemen – Andrej Kadlec, Ivan Runje, Zoran Arsenić, Bodvar Bodvarsson – Taras Romańczuk, Marko Poletanović (86′ Maciej Twarowski) – Martin Kostal (79. Jakub Wójciciki), Martin Pospisil (75. Bartosz Kwiecień), Guilherme – Jesus Imaz.
Lech Poznań: Jasmin Burić – Robert Gumny, Nikola Vujadinović, Thomas Rogne, Volodymyr Kostevych – Łukasz Trałka, Pedro Tiba (90′ Mateusz Skrzypczak) – Maciej Makuszewski, Darko Jevtić (45′ Timur Zhamaletdinov), Kamil Jóźwiak – Joao Amaral (74′ Filip Marchwiński).
Widzów: 8,5 tys.