Kadra Lecha na nowy sezon jest zamknięta, trudno się spodziewać kolejnych transferów. Obecne okienko należy uznać za owocne. Udało się pozyskać czterech piłkarzy o wartości szacowanej łącznie na ponad 6 milionów euro, co robi wrażenie. Oczywiście klub tyle nie wydał. Wykorzystał okazję gratisowego lub promocyjnego sprowadzenia piłkarzy. Najcenniejszym nabytkiem jest Irańczyk Gholizadeh, który jednak długo się jeszcze będzie kurował.
Czy możemy mówić o radykalnym wzmocnieniu drużyny? To się dopiero okaże. Trener John van den Brom stracił Skórasia, Rebocho, Satkę i Salamona, czyli graczy podstawowych. Udało się ich zastąpić Ghilizadehem, Blaziciem, Anderssonem, a dodatkowo pozyskać skrzydłowego Hoticia. Teoretycznie zespół jest silniejszy, ale tylko pod warunkiem, że wszyscy będą gotowi do gry i że odnajdą się w nowym zespole. Wydawało się, że ściągnięty za dobre pieniądze Ba Loua to kawał piłkarza. Korzyści jest z niego jednak niewiele. Nie zdobywa goli, nie asystuje, przesiaduje na ławce, a wchodzącego na boisko Iworyjczyka nijak nie można uznać za wartość dodaną. Ten transfer to dowód, że nie wszystko można kupić.
Rok temu zaczynający sezon Lech borykał się z plagą urazów. Dotknęła ona głównie defensorów. Teraz sytuacja jest lepsza, choć bez pecha się nie obeszło – podczas treningu Kwekweskiri uszkodził rękę i wypadł z treningów na całe tygodnie. Szczęście, że trenerowi nie brakuje piłkarzy występujących w drugiej linii. Gruzin prawdopodobnie nie byłby pierwszym wyborem, ale wchodząc na boisko potrafi dużo dać drużynie. Jego ubytek to zła wiadomość. Oby nie było więcej takich zdarzeń. I oby kluczowy napastnik Ishak mógł w pozwalającej się określić przyszłości wznowić treningi na pełnych obrotach.
Pod koniec poprzedniego sezonu John van den Brom dowiódł, że absencja kilku czołowych graczy nie musi uniemożliwić wygrywania. Zespół personalnie osłabiony, ale będący w dobrym rytmie, przy wysokiej formie kilku umiejętnie ze sobą współpracujących zawodników, nie dawał szans przeciwnikom, w tym nowemu mistrzowi Polski. Takiego rytmu, takiej formy trudno się spodziewać w pierwszej fazie rozgrywek. Kto wie, czy nie będzie to kluczowy moment sezonu. Lech nie może powtórzyć „wyczynów” z poprzednich rund, gdy już na dzień dobry ustawiał się w roli ścigającego czołówkę.
Niestety, nie będzie nam dane ocenić formy drużyny w ostatnim sparingu. Tydzień przed startem ligi zmierzy się w Holandii z AZ Alkmaar. Mecz ten nie będzie transmitowany, tak sobie życzył holenderski trener. Poznamy goły wynik, być może skład, strzelców ewentualnych bramek. Ekipę, wobec której kibice Kolejorza mają tak wielkie oczekiwania, zobaczymy w akcji dopiero w sobotę 22 lipca o godzinie 20, gdy spróbuje sprostać Piastowi Gliwice.