Kibiców Lecha można ostatnio podzielić na dwie grupy. Jedni zapewniają, że klątwa przegrywanych finałów Pucharu Polski nie może trwać wiecznie, w końcu musi przyjść przełamanie, idealna okazja pojawia się właśnie teraz. Inni są przekonani, iż kultywowanie minimalizmu i bylejakości, tolerowanie przez klub dowolnych blamaży odcisnęło się piętnem nieprzezwyciężalnym.
W poniedziałek Lech po raz czwarty podejdzie do próby wygrania meczu na Stadionie Narodowym i wzniesienia pucharu. Poprzednie przypadki zakończyły się klęską. Dwa razy trzeba było uznać wyższość Legii, a raz, całkowicie niespodziewanie, dużo słabszej, ale szczęśliwie grającej Arki. Wcześnie, gdy Stadion Narodowy był w budowie, w organizowanym w Bydgoszczy finale Lech przegrał z Legią. Zadecydował pech, czyli seria rzutów karnych. Kolejorza prowadził Jose Bakero, a Legię nie kto inny, jak Maciej Skorża cieszący się opinią specjalisty od zdobywania trofeów. W sumie więc Lech przegrał cztery finału z rzędu. W poniedziałek trener Skorża otrzyma szansę zamknięcia tej czarnej serii.
W finale Fortuna Pucharu Polski zmierzą się najlepsze aktualnie polskie zespoły, rywalizujące też o mistrzostwo kraju. Walka między nimi zakończy się dokładnie za trzy tygodnie. Gdyby brać pod uwagę składy i piłkarską jakość zawodników, trzeba byłoby faworyta upatrywać w Lechu. Jednak organizacja gry, umiejętność wygrywania ważnych spotkań to atut Rakowa Częstochowa, który ma też w składzie Iviego Lopeza, potrafiącego w pojedynkę rozstrzygać wyniki meczów, strzelać decydujące bramki, asystować kolegom. Bez niego zespół Papszuna osiągnąłby niewiele.
Nie ma więc zdecydowanego faworyta. O powodzeniu zadecydują dyspozycja dnia i taktyczne niuanse, wykorzystanie programu obowiązkowego, czyli dwóch młodzieżowców w składzie. Wszyscy wiedzą, jak zagra Raków, co jest jego silną stroną, ale i tak trudno mu się przeciwstawić. Członkowie sztabu szkoleniowego Lecha zapewniają, że wiedza, jak rozbroić rywala, zneutralizować jego atuty, uniknąć pressingu, odciąć Iviego od podań, wykorzystać umiejętności swych piłkarzy. O wyniku prawdopodobnie zadecydują detale, popełniane błędy. Nie można wykluczyć dogrywki i rzutów karnych, czyli loterii na zakończenie dwugodzinnych zmagań.
Dla Lecha mecz ma podwójne znaczenie. Powalczy nie tylko o pierwsze trofeum od siedmiu lat. Także o przełamanie wiszącego na nim fatum. Wielu wiernych kibiców zauważyło, że od mniej więcej 12 lat jest symbolem unikania wyzwań, przegrywania szans, trwonienia ogromnego potencjału, doprowadzania tysięcy ludzi do rozpaczy. Najwyższy czas przekonać fanów, że złe czasy mijają, że właściciel klubu jest świadomy, jak bardzo ich zwiódł, że sławetne równoważenie budżetu i minimalizm symbolizowany hasłem „mocni razem” przechodzą do przeszłości. W stwierdzeniu, że 2 maja 2022 roku Lech staje przed próbą przezwyciężenia wieloletniej słabości, wejścia na ścieżkę zwycięstw – nie ma nic a nic przesady.
Dziś jeszcze możliwe jest wszystko, także dublet dla uczczenia symbolicznego stulecia klubu. Trzeba się też liczyć z kolejnym przegranym sezonem, z umocnienia się na pozycji drugiego, niezależnie od tego, kto akurat jest tym pierwszym. Lech właśnie ratuje swoją przyszłość.