Chcąc pokonać Lecha, najlepiej szybko strzelić mu gola. Nie jest tajemnicą, że w takich sytuacjach schodzi z niego powietrze, pojawiają się nerwowość i brak zdecydowania. W tym sezonie tyko raz odwrócił losy meczu przegrywając – w Kielcach. Tamten mecz miał jednak bohatera, bez którego Lech by nie wygrał: Walemarka, zdobywcę wszystkich trzech bramek. Do Szczecina Szwed nie przyjechał, na szczęście jego koledzy stanęli na wysokości zadania i nie musieli gonić wyniku.
Pierwsza część tego spotkania była, delikatnie mówiąc, niepokojąca. Z minuty na minutę rosła przewaga Pogoni. Lech się ograniczył do obrony, skutecznej i szczęśliwej. Gospodarze dowiedli, że dobrze się czują w ofensywie, szybkiej i składnej, rzadko kto potrafi im się przeciwstawić, właśnie z tego biorą się kolejne zwycięstwa. Do tej soboty tylko dwa domowe mecze Pogoni nie zostały wygrane. Gdyby Lech pozwolił się skaleczyć na samym początku, zwycięzca byłby prawdopodobnie inny. Przetrwał na szczęście, oszukując przeznaczenie, w czym pomogła decyzja trenera o zestawieniu defensywy z trzech środowych obrońców: Douglasa, Salamona i teoretycznie na lewej stronie Milicia.
Kluczem do zwycięstwa była właśnie obrona i solidny bramkarz, szczególnie w pierwszych fragmentach. Momentami wyglądało to przeraźliwie, trzeba było blokować strzał za strzałem, wybijać piłkę spod poprzeczki i z linii bramkowej. Niewiele pomagał Douglas, notujący w tych tygodniach słabszy okres. Mało brakowało, a znów zostałby winowajcą straty punktów, gdy już w pierwszych minutach starł się w polu karnym z Koutrisem, a VAR sprawdzał, czy nie spowodował upadku rywala w polu karnym. Tym razem miał szczęście. Potem, gdy nie trzeba się już było kurczowo bronić, szwedzki defensor grał trochę lepiej, wychodziły mu rajdy z piłką w środku boiska, nieźle obsługiwał kolegów podaniami.
W tym sezonie siłą Lecha nie były kontrataki, nie wykorzystywał tej broni – aż do meczu z Pogonią. Nacierała ona i nacierała, aż pozwoliła się zaskoczyć i Sousa umiejętnie wypuścił lewym skrzydłem Hakansa. Fin nie bawił się w rozgrywanie, i dobrze, gdyż się na tym nie zna, czego w tym meczu znów dowiódł, ale mocno strzelił zmuszają bramkarza do odbicia piłki do boku, a właśnie tam czekał na nią Ishak. Jak było do przewidzenia, Lech złapał luz i zapanował na boisku. Kilka jego akcji z szybką wymianą krótkich podań stało na wysokim poziomie, a kolejna bramka dowiodła klasy piłkarzy biorących w tym ataku udział: Carstensena, Ishaka, kapitalnie, z wyczuciem podającego prostopadle Gholizadeha i wychodzącego na pozycję Sousy. Minimalny spalony zniweczył ich wysiłek, ujawniony kunszt poszedł na nic.
Rasmus Carstensen, sprowadzony do Lecha na chwilę, przebojem wdarł się do drużyny i w kolejnych meczach demonstruje, jak gra się w piłkę w lepszych ligach. Sprawny, szybki, waleczny, dobry w obronie, przy tym przebojowy i biorący grę na siebie. W Szczecinie cechy te potwierdził, zapobiegł też stracie gola, gdy wszystko inne w defensywie zawiodło i piłka nieuchronnie zmierzała do bramki. Joel Pereira ma powody do frustracji z powodu straty pewnego do tej pory miejsca w zespole. Niels Frederiksen miał na szczęście nosa. Dał Portugalczykowi kilka minut na pokazanie się, a ten zrobił z tego mistrzowski użytek: wykończył kontratak strzałem niemal z połowy boiska. To nie pierwszy taki przypadek na tym stadionie. W podobny sposób w ubiegłym sezonie gola tu zdobył Lukas Podolski. Szczecinianie mają prawo wpaść w kompleksy. Miejscowej publiczności, z góry cieszącej się na pokonanie szukającego formy Lecha, można było współczuć: ustanowiła rekord frekwencji po to tylko, by masowo opuszczać stadion przed końcowym gwizdkiem.
Wiosną oglądamy dużo lepszego Hakansa niż jesienią. Fin wykorzystuje wrodzoną szybkość, czasami wychodzą mu zwody. Byłby dużo bardziej użyteczny, gdyby nie niweczył wysiłku włożonego w szybki rajd tragicznym podaniem. W Szczecinie zepsuł w ten sposób kilka akcji, które powinny dać Lechowi bramkę. Ten młody zawodnik, w przeciwieństwie do Carstensa, trafił do Lecha ze słabej ligi i jego braki w wyszkoleniu są zrozumiałe. Ma nad czym pracować. Trener i jego asystenci dostrzegają ten problem, więc może doczekamy się składnych akcji z udziałem skrzydłowego.