Tego nie spodziewał się nikt. Kiepsko grający w ostatnich meczach Lech, nie potrafiący odnaleźć formy z początku sezonu, mierzył się z Pogonią. W dodatku spotkanie odbyło się w Szczecinie, gdzie gospodarze prawie wyłącznie wygrywają, a w tym roku zdobyli w lidze komplet punktów, wygrali ćwierćfinał Pucharu Polski. Tymczasem Lech zagrał jak z nut i nie dał faworyzowanej ekipie żadnych szans, pokonując ją 3:0. Przypomina to mecz z sezonu mistrzowskiego, gdy na tym stadionie padł taki sam wynik. Historia lubi się powtarzać?
Od pierwszych minut było widać, że goście nastawieni są na walkę i twardy pressing, jednak pojedynek był w miarę wyrównany tylko przez kilka minut. Potem do głosu doszła Pogoń, która była o włos od strzelenia bramki. W polu karnym ostre wejście Douglasa mogło zakończyć się rzutem karnym, sytuację tę sprawdzał VAR. Carstensen wybił piłkę z linii bramkowej, świetnej sytuacji nie wykorzystał Koulouris, a po kolejnym jego strzale i rykoszecie piłka odbiła się od słupka.

W dalszej części meczu oglądaliśmy zupełnie innego Lecha. Goście wyprowadzali szybkie kontry i kilka razy mogli zaskoczyć gospodarzy. Wreszcie się to udało. Sousa podał na wolne pole do Hakansa, ten w pełnym biegu mocno strzelił, bramkarz piłkę odbił, ale na miejscu był Ishak i Kolejorz objął prowadzenie. Pogoń w tej części meczu niewiele miała do powiedzenia. Tuż przed końcem pierwszej części meczu Lech strzelił drugiego gola. Koronkową, efektowną akcję wykończył Sousa, któremu świetnie podał Gholizadeh. Niestety po długiej debacie VAR dopatrzył się pozycji spalonej i do przerwy poznaniacy prowadzili 1:0.
Druga połowa należała już całkowicie do Lecha. Gdyby Hakans lepiej rozgrywał kontrataki, padłoby kilka bramek. Na drugą trzeba było jednak czekać do rzutu karnego podyktowanego za faul na Sousie. Egzekutorem był Ishak wracający do formy strzeleckiej. Zespól z Poznania panował na boisku, Pogoń robiła, co mogła, ale była bezradna. Krótko przed końcem trener Lecha wprowadził na boisko Pereirę, a ten szybko popisał się niesamowitym wyczynem. Widząc wysuniętego bramkarza gospodarzy strzelił niemal z połowy boiska i zszokował stadion trafiając idealnie. Publiczność, która ustanowiła historyczny rekord frekwencji, zaczęła opuszczać trybuny, a Lech nadal cieszył się grą. Był bliski strzelenia jeszcze jednego gola grając w przewadze liczebnej, bo sędzia wyrzucił z boiska Wędrychowskiego za brutalny faul na wyprowadzającym kontratak Hakansie.
Po meczu w Szczecinie zapanowało ogromne rozczarowanie, a Lech znów jest na dobrej drodze do mistrzostwa.
