Zdecydowana większość kibiców z zadowoleniem i ulgą przyjęła wiadomość o odwołaniu przez zarząd Lecha Johna van den Broma. Zdecydowana większość kibiców z rozczarowaniem przejęła wiadomość, że jego następcą jest Mariusz Rumak. A przecież każdy trener jest lepszy niż żaden. Holender nie stosował żadnej taktyki, nie reagował na powielane błędy, nie interesowało go, jak grają kolejni przeciwnicy, rzadko panował nad wydarzeniami w trakcie meczu.
Podobno decyzja o rozstaniu z Bromem zapadła już jakiś czas temu. Klub miał dużo czasu na znalezienie klasowego następcy, zresztą wielokrotnie słyszeliśmy zapewnienia o stałym monitorowaniu trenerskiego rynku, by być gotowym na każdą, najbardziej nawet niespodziewaną sytuację. Prawda jest taka, że Lech nikogo nie szukał, z nikim nie rozmawiał. Nie miał zamiaru nikogo zatrudnić już teraz, gdy wciąż obowiązuje kontrakt z Holendrem. Wyższość Mariusza Rumaka nad wszystkimi szkoleniowcami świata polega na tym, że jest pobierającym pensję pracownikiem klubu.
Nikt dziś nie przewodzi, jak poradzi sobie z drużyną nowy trener, zaangażowany na półroczny okres. Już tu w tej roli występował, gdy awaryjnie zastąpił wyrzuconego Bakero, ale to było dekadę temu. To była jego pierwsza samodzielna praca na tak wysokim szczeblu. Został zwolniony dopiero po drugiej pucharowej kompromitacji. Władze klubu nie zdecydowały się odwołać go po wyeliminowaniu przez Żalgiris, więc po roku nastąpił blamaż islandzki. To pokazuje, jak specyficznie zarządzanym klubem jest Lech, czym kieruje się zarząd podejmujący decyzje strategiczne. Nie ma tu sensownego, przemyślanego budowania drużyny. Wszystko się zmienia po kolejnej zmianie trenera, każdy zaczyna pracę od nowa, po swojemu, ze świadomością, że i jego kiedyś wyrzucą. Druga kadencja Skorży była chlubnym wyjątkiem.
Nie można wykluczyć, że nowemu trenerowi powiedzie się wiosną, jednak zdobycie trofeów, a takie zadanie przed nim postawiono, będzie dramatycznie trudne. Raczej nie odrobi strat spowodowanych przez poprzednika. Trzeba byłoby zniwelować osiem punktów do Śląska, a przecież do szturmu o tytuł przystąpią też Jagiellonia, Raków, Legia, być może Pogoń. Może się zdarzyć, że Lecha w ogóle zabraknie w pucharach. Już na początku trzeba się mierzyć z największymi konkurentami. Gdyby w klubie pozostał Brom, sprawa już byłaby przegrana, bo nie potrafi on dobrze przygotować drużyny do nowej rundy, tak było w trzech kolejnych próbach. Mariusz Rumak postąpi pragmatycznie, nastawi się na wyniki i może wyjdzie z pierwszej, najtrudniejszej części zadania obronną ręką. Tego mu wszyscy życzą.
Doświadczenie z ubiegłych lat nakazuje też liczyć się z czarnym scenariuszem. Szanse na dobry wynik rozwieją się już na starcie, oburzenie kibiców na minimalistyczną postawę zarządu zamieni się w protesty, trzeba będzie podejmować decyzje radykalne. Wtedy klub może zatrudnić trenera z doświadczeniem i nazwiskiem, kolejny raz ogłosić początek nowej ery, potraktować bieżący sezon jako przygotowanie do nowego, mającego wreszcie przynieść sukcesy. Zupełnie jak w okresie, gdy Żurawia zastąpił Skorża.