Tej decyzji, zwłaszcza po fatalnej końcówce meczu w Radomiu, pokazującej zupełną bezradność holenderskiego trenera, należało się spodziewać. Jednak tak szybkie pożegnanie osoby z obowiązującą umową jest niespodzianką, bo nie jest tajemnicą, że przy Bułgarskiej lepiej liczą pieniądze niż punkty w tabeli. Powierzenie zespołu Mariuszowi Rumakowi dziwić nie powinno. Dobrze zna Lecha, pełnił tu już rolę ratownika, dwukrotnie zdobył wicemistrzostwo, jest pracownikiem klubu, jego trenerski kontrakt obowiązuje tylko do końca sezonu
Dyrektor sportowy Tomasz Rząsa (choć z pewnością nie on podjął tę decyzję) zapewnia, że powodem nominowania Mariusza Rumaka jest zamiar walki o trofea. To nie pierwsza przygoda tego trenera w Lechu. Przejął drużynę dekadę wcześniej, zastępując zwolnionego po fatalnych wynikach Jose Bakero, którego był asystentem. Pod jego kierownictwem drużyna zaczęła dobrze punktować. Został w klubie na dłużej, ale rozstał się z nim po kompromitacji w meczu z islandzkim Stjarnan (ocalał rok wcześniej, gdy Lecha wyeliminował Żalgiris Wilno).
Kariera trenerska Mariusza Rumaka zaczęła się w Lechu, gdzie najpierw szkolił młodzież, potem prowadził pierwszą drużynę. Prowadził też inne ligowe zespoły – Zawiszę Bydgoszcz, Śląsk Wrocław, Bruk-Bet Termalikę Nieciecza, Odrę Opole. Nigdzie znaczących sukcesów nie osiągnął, nie odniósł ich też prowadząc reprezentację U19. W ostatnich latach zatrudniony był w Lechowej akademii, gdzie odpowiadał za rozwój trenerów. Z całą pewnością doskonale zna klub i jego problemy.
John van den Brom odniósł z Lechem sukces w Lidze Konferencji, zajął trzecie miejsce w lidze. Jednak w tym sezonie Kolejorz grał beznadziejnie, wielokrotnie upokarzał kibiców. Wróżono mu zwolnienie, choć nie brakowało i takich, którzy uważali, że przeważy to, co w tym klubie najbardziej się liczy – niechęć do wydawania pieniędzy, gdy można tego uniknąć. Znaleziono jednak rozwiązanie nie wymagające podejmowania ryzykownych decyzji z szukaniem i zatrudnianiem nowego, kosztownego szkoleniowca. Informacje o szukaniu kandydatów do przejęcia Lecha w Skandynawii lub w innych krajach okazały się plotką.