Dwa razy po 60 minut, a raczej cztery razy po 30, bo przewidziane były kilkuminutowe przerwy po każdej półgodzinnej części gry – tyle czasu miał trwać pierwszy sparingowy mecz Lecha podczas obozu treningowego w Turcji. Rywalem był LASK Linz, zespół z czołówki ligi austriackiej, który zasłużenie wygrał 3:0. Z powodu ulewy, uniemożliwiającej normalną grę, spotkanie zakończyło się po trzech kwartach, czyli 90 minutach. Powodów do dużego niepokoju na tym etapie nie ma. Kolejorz zagrał źle, ale to dopiero początek obozu przygotowawczego. Do startu rozgrywek zostały ponad trzy tygodnie.

Lech rozpoczął w mocnym składzie, można nawet powiedzieć, że wyjściowym: Mrozek, Pereira, Salamon, Milić, Andersson, Murawski, Sousa, Marchwiński, Hotić, Velde, Ishak.

Początek meczu należał do ekipy z Linzu. Jest ona w wyższej formie, bo rywalizację zaczyna o tydzień wcześniej. Lech natomiast ma za sobą kilka dni ciężkich treningów, więc o świeżości nie było co marzyć. Nie można jednak mówić o dużej przewadze, a tylko o większej liczbie akcji ofensywnych rywala, swobodniejszej grze. Swą pierwszą szansę Lech stworzył dopiero po 13 minutach, gdy po ciekawym rozegraniu piłki do górnego podania wyskakiwał Ishak, który jednak sfaulował bramkarza.

Kilka minut później błąd popełniła obrona Lecha, dała się zaskoczyć, przeciwnik wykorzystał prostopadłe podanie między defensorów i LASK wyszedł na prowadzenie. Lech nie rzucił się do odrabiania strat, obraz gry się nie zmienił. Wciąż korzystniej prezentował się bardziej wybiegany i sprawnie operujący piłką przeciwnik. Próbował strzałów z dystansu, szybko rozegranych akcji. Lech na to nie odpowiadał. Przeprowadził tylko jedną ciekawą akcję w końcówce pierwszej kwadry, gdy z ostrego kąta niecelnie strzelał Velde.

Drugą kwartę Lech zaczął z trzema nowymi graczami – Douglasem, Blaziciem, Karlstromem. Był trochę aktywniejszy, stosował pressing. W kilku akcjach mógł się podobać Marchwiński. W padającym mocno deszczu gra była bardziej wyrównana, Lechowi udawały się podania do Velde, który próbował szczęścia po szybkich rajdach. Nie była to gra kombinacyjna, w tym elemencie Austriacy prezentowali się znacznie lepiej. Lech popełniał błędy w rozegraniu i w kryciu. Znów dał się zaskoczyć po podaniu za plecy obrońców, Salamon został wyprzedzony i zrobiło się 2:0 dla LASK Linz. Mogło być jeszcze gorzej, z powodu niedokładności w grze Lecha i prostych strat. Do przerwy jednak Lech przegrywał 0:2 i nie był to wynik niesprawiedliwy.

Trzecią kwartę Lech zaczął w składzie odmłodzonym, z Lismanem, Szymczakiem, Gargulem, ale i doświadczonymi Sobiechem, Czerwińskim, Kwekweskirim. Do gry wrócił zdjęty po pierwszej kwarcie Sousa. Deszcz, przechodzący w ulewę, coraz bardziej utrudniał grę. Była ona wyrównana, w tych warunkach mało ciekawa, ale tradycji stało się zadość – i w tej kwarcie Lech stracił bramkę. Właściwie sam ją sobie strzelił. Bednarek podawał do kolegi nie biorąc po uwagę warunków terenowych i piłka stanęła w kałuży. Austriacki gracz nie miał problemu z kopnięciem jej do pustej bramki.

Im dłużej trwał mecz, tym w bardziej nienormalne były warunki. Piłkarze męczyli się, każde podanie po ziemi kończyło się stratą, groziło to też kontuzjami. Ucierpiał na tym Sobiech. W tej sytuacji zapadła decyzja, by skrócić mecz, darować sobie ostatnią kwartę. Nie można powiedzieć, by ta gra kontrolna przyniosła piłkarzom i trenerom duże korzyści.

Udostępnij:

Podobne

Duński prawy obrońca czasowo w Lechu Poznań

Rasmus Carstensen pozytywnie przeszedł testy medyczne i podpisał z Lechem umowę obowiązującą do końca sezonu. Opcja późniejszego wykupienia tego gracza nie obowiązuje, został tylko wypożyczony