Czerwiec dla każdego klubu to odpoczynek od zmagań na boisku i przygotowania do następnego sezonu. Zarząd, dyrektorzy i inni odpowiedzialni za losy danego zespołu podejmują często kluczowe decyzje kadrowe o wzmocnieniach, ale i o pożegnaniach części zawodników. Podobnie działo się w Lechu. Do kolejnych zmagań John van den Brom przystępował bez 8 graczy, których miał do dyspozycji podczas swoich debiutanckich rozgrywek w Polsce.
Powody ich odejść były różne. Niektórym skończyła się umowa czy wypożyczenie, a inni za wiele milionów wyjechali rozwijać swoją karierę w bardziej renomowanej drużynie. Nie jednorakie są też ich dalsze losy. Część stała się ważnymi postaciami w nowym otoczeniu, a ci z mniejszym szczęściem zostali przyspawani do ławki rezerwowych.
Belgia? Póki co za wysokie progi dla Michała Skórasia
Michał Skóraś po trudnych początkach, w zeszłym sezonie wreszcie stał się prawdziwym liderem Kolejorza. Udana kampania europejska, debiut w reprezentacji, występy na Mundialu m.in. przeciwko Argentynie i przede wszystkim 16 goli i 8 asyst we wszystkich rozgrywkach. Zaowocowało to przenosinami do belgijskiego Club Brugge za jedną z większych kwot sprzedażowych w historii Lecha.
W Beneluksie nie spełnia pokładanych w nim nadziei. W Jupiler Pro League uzbierał ledwie 118 minut, nie wychodząc ani razu w podstawowej jedenastce. Na nieco więcej mógł liczyć w Lidze Konferencji, w której również zagrał w 9 spotkaniach, ale przełożyło się to na lekko ponad 6 godzin na placu gry. Zdołał nawet w eliminacjach pokonać bramkarza islandzkiego KA Akureyri, a w fazie grupowej trzykrotnie asystować kolegom z drużyny. Jego zespół z prawie kompletem zwycięstw wygrał grupę, więc jeśli Skóraś w zimie nie zmieni barw klubowych to będzie miał szansę na kolejne minuty w Europie, bo w rozgrywkach krajowych będzie mu o to arcytrudno.
– Niestety od samego początku nie wyglądało to dobrze. Michał dostawał swoje szanse, ale ich nie wykorzystywał. Najbardziej w oczy rzucało się to, że w odróżnieniu od innych ofensywnych graczy Skóraś nie podejmował w meczach ryzyka. Grał bezpiecznie by niczego nie zepsuć, a nie tego oczekuje się w Belgii od napastników czy skrzydłowych. Zmiana trenera mogłaby tylko pomóc, bo już niżej w hierarchii ofensywnych graczy niż jest teraz nie spadnie – tak pod koniec października mówił ekspert od piłki belgijskiej w rozmowie z portalem Meczyki, Mariusz Moński
Bramkarze na dwóch biegunach. Jeden bohater, drugi żelazny rezerwowy
Przez zdecydowaną większość poprzedniego sezonu dostępu do bramki strzegł Filip Bednarek. Początkowo zaufanie trenera zyskał Artur Rudko, ale kompromitującymi występami szybko pozbawił się szans na grę. W zimie został odstawiony na boczny tor i do rywalizacji z Polakiem na zasadzie wypożyczenia przyszedł Dominik Holec, który odegrał marginalną rolę w drużynie.
Słowak zdecydował się na powrót do Czech i kontynuuje karierę w Karvinie, a Ukrainiec do swojej ojczyzny, gdzie reprezentuje Szachtar Donieck. Ich sytuacja jest skrajnie różna. Rudko pełni rolę zmiennika Dmitro Riznyka. Zagrał zaledwie w 1 ligowym meczu notując w nim czyste konto. Nie zapowiada się, by na wiosną jego sytuacja miałaby się zmienić. Holec odkąd dołączył do swojej drużyny pod koniec sierpnia zagrał komplet 12 spotkań notując przy tym 3 czyste konta i zbierając pozytywne recenzje. Jego drużyna z trudem walczy o utrzymanie, ale jednokrotny reprezentant Kolejorza nie może mieć sobie nic do zarzucenia.
– Dominik Holec, jak wiemy, wrócił latem do czeskiej ligi. Do beniaminka Fortuna Ligi i siłą rzeczy było wiadomo, że Karviná będzie się bić o utrzymanie. Nie inaczej też się dzieje po jesieni tego sezonu. 29-letni golkiper miał sporo pracy między słupkami. Karviná jest czwartą najgorszą obroną ligi, a Holec dwoił się i troił w wielu przypadkach popisując się efektownymi interwencjami, aby ratować błędy swoich kolegów z pola. Po pierwszej rundzie zaliczył 50 skutecznych interwencji, co jest siódmym wynikiem FL. Trzy czyste konta przy 19 straconych bramkach. Niezły wynik mając świadomość, gdzie broni Słowak. Myślę, że bez problemu powinien dzierżyć bluzę z numerem 1 na wiosnę w ekipie ze Śląska Cieszyńskiego – tak dobre występy Dominika Holca w rozmowie z nami opisuje ekspert od czeskiej piłki, prowadzący profil Fotbalovy Ráj, Karol Żuradzki.
Kierunek Turcja. Z dala od poważnego grania
Przy okazji Lubomira Satki często w trakcie jego pobytu w Poznaniu donoszono o zainteresowaniu nim nawet takich marek jak Napoli. Rzeczywistość okazała się brutalna i po ponad 100 dobrych występach na polskich boiskach przeniósł się do Turcji. Główny problem tkwi w tym, że nie do potentatów grających w europejskich pucharach takich jak Fenerbahce, Galatasaray, Besiktas czy Trabzonspor, tylko do jednego z popularnych „cośtamsporów”. Reprezentant Słowacji wraz ze swoim Samsusporem walczy o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Po 19 kolejkach zgromadzili zaledwie 18 punktów i tracą 2 oczka do bezpiecznej lokaty.
28 – latek regularnie pokazuje się na boisku grając w 75 procent możliwych spotkań. Według statystyk potwierdza swoje wysokie umiejętności w wyprowadzaniu piłki, a w defensywie notuje szarą przeciętność, jednak bez popełniana większych błędów. Niemniej nie zanosi się na to, by taką solidnością mógł przekonać do siebie znacznie lepsze kluby i może mieć problem, by wydostać się z takiego poziomu. W Poznaniu bardzo chętnie, by go zatrzymano, więc pod względem tylko sportowym – miasto Samsun leżące nad Morzem Czarnym to świetne miejsce do życia – wygląda, że podjął błędną decyzję.
Kolejnym, który przeniósł się do dalekiej Turcji, jest gwiazda jednego sezonu, Joao Amaral. Jego umiejętności interesowały głównie egzotyczne kluby, w tym japońską Urawę Macieja Skorży, ale końcowo zdecydował się na przenosiny do Kocaelisporu walczącego o awans do najlepszej ligi w kraju. Na zapleczu tamtejszej ekstraklasy jego zespół zajmuje 3 pozycję dającą prawo gry w finałowym meczu barażowym. Portugalczyk jest zawodnikiem podstawowego składu, jednak nigdy nie występuje od pierwszej do ostatniej minuty. Mimo to swoimi statystykami nawet nie zbliża się do świetnego dla siebie sezonu 2021/22. Ma na koncie 2 bramki, 4 asysty i według danych notuje całkiem niezłe występy, ale najprawdopodobniej bezpowrotnie zagubił część swojego błysku będąc nieuchronnie coraz bliżej końca w profesjonalnym futbolu.
Portugalczycy i Arabia Saudyjska? Połączenie idealne
Największą gwiazdą dopiero rozkręcających się rozgrywek na Półwyspie Arabskich jest doskonale znany Cristiano Ronaldo. Legenda sportu doskonale sobie tam radzi i tak naprawdę to on zapoczątkował modę na przenosiny największych tego sportu na Bliski Wschód. Co prawda na zagranicznych okładkach wraz z Karimem Benzemą czy Sadio Mane nie był umieszczany Pedro Rebocho, ale on również poszedł w ślady „CR7”.
Al Khaleej, które reprezentuje lewy obrońca nie należy do tych najlepszych i najbogatszych zespołów Roshn Super League, ale jest solidnym przeciętniakiem w środku stawki. Rebocho jest jednym z liderów swojego klubu i trener pochodzący z tego samego kraju, Pedro Emanuel praktycznie nie ściąga go z boiska. Portugalczyk jest powszechnie chwalony i doceniany za swoją postawę, dlatego kibice w Poznaniu często przypominają sobie jego grę i karkołomnie próbują nakłonić go w mediach społecznościowych do powrotu. W obliczu tak dużych problemów na lewej stronie defensywy Kolejorza byłby nieocenionym wzmocnieniem, przy którym Elias Anderson mógłby zobaczyć, jak powinno się grać na tej pozycji.
Tsitaishvili wrócił do ojczyzny. Idzie mu lepiej niż w Lechu
Gio Tsitaishvili po wielu sezonach na Ukrainie i półtora roku w Polsce zdecydował się na grę w Gruzji. Przy Bułgarskiej okazał się sporym rozczarowaniem nie dając drużynie nawet części z tego, co od niego oczekiwano. Inaczej jest odkąd reprezentuje Dinamo Batumi, które poprzedniego lata w stolicy Wielkopolski dostało bolesną lekcję futbolu. Lokalna liga rozgrywana jest systemem wiosna – jesień, więc przy pomocy Gio zapewnili sobie mistrzostwo kraju wyprzedzając Dinamo Tbilisi i Torpedo Kutaisi.
Gruzin przez pół roku od razu stał się kluczowym zawodnikiem i jedną z gwiazd całych rozgrywek. Zdobył 4 bramki i zanotował 2 asysty. Zgodnie ze statystykami notował wiele dobrych występów, cechował się dużą aktywnością w ofensywie i pomaganiem w rozbijaniu ataków przeciwników. Wśród obserwatorów Ekstraklasy musi to budzić zdziwienie, bo podczas pobytu w Polsce przyzwyczaił do zgubnego kiwania bez końca i nie do końca pełnego zaangażowania w obowiązki obronne. Prawdopodobnie nasza najwyższa klasa rozgrywkowa go zweryfikowała i tylko na niższym szczeblu jest w stanie pokazać się ze znacznie lepszej strony.
Skrzydłowy bryluje, ale nie na boisku
Mateusz Żukowski po kompletnie nieudanym wypożyczeniu zdecydował się na pozostanie w kraju i przeniesienie się do Śląska Wrocław. W Poznaniu został zapamiętany głównie z wręcz kompromitującego wejścia z Widzewem. Nieznacznie lepiej wygląda to w stolicy Dolnego Śląska. Może liczyć na znacznie więcej szans niż przed rokiem, kiedy po poznaniu jego zdolności szybko został odstawiony na dalszy plan. Mimo dobrej formy całego zespołu lidera Ekstraklasy sam Żukowski zdecydowanie nie był wartością dodaną i o jego grze ciężko powiedzieć cokolwiek pozytywnego.
Zagrał blisko tysiąc minut, ale nie był w stanie przekuć tego w jakąkolwiek zdobycz liczbową. Znacznie więcej od jego gry mówi się o jego innych nie do końca mądrych zachowaniach, a hitem internetu stało się, jak w transmisji na żywo próbował powstrzymać swoją dziewczynę od zjedzenia kamienia z czajnika. Problem trafnie zdiagnozował trener Wojskowych, Jacek Magiera przyznając na jednej z konferencji, że jego dyspozycja ma swoją przyczynę poza boiskiem. Co ciekawe szkoleniowiec, żeby znaleźć rozwiązanie tej sytuacji postanowił zadziałać niestandardowo i wziąć swojego podopiecznego na spacer. Doskonale widać, że jego niepowodzenie w Lechu nie było przypadkiem i jeśli Żukowski nie popracuje nad sferą mentalną to może mieć poważny problem, by utrzymać się na jakkolwiek wysokim poziomie.
Jak widać, w zdecydowanej większości przypadków zarząd podjął dobre decyzje o pożegnaniu się z zawodnikami. Głównym zarzutem jest tak łatwe zrezygnowanie z Pedro Rebocho, ale biorąc pod uwagę jego ambicję w szukaniu nowych wyzwań największym błędem był katastrofalny dobór następcy. Pozostali radzą sobie dosyć mizernie lub przewodzą w znacznie słabszych zespołach. Jest to tylko potwierdzenie, że nie w zawodnikach, których już nie ma tkwił problem jesiennego Lecha, tylko w błędach, które tak wiele razy były szeroko opisywane.
Mikołaj Duda