Ekstraklasą prawdopodobnie interesują się, z większą lub mniejszą intensywnością, miliony Polaków, ale dla co najmniej setek tysięcy kolejka ligowa bez meczu Lecha nie ma normalnego smaku. Nawet jeżeli narzekamy na beznadziejny poziom, na partactwo w budowaniu niemal wszystkich zespołów, jeśli w przypadku Lecha partactwo to sukcesywnie rujnuje drużynę, to i tak bez jego meczu liga to już nie liga.
Trener John van den Brom, który odniósł wielki sukces prowadząc Lecha do pięknego zwycięstwa nad potężnym F91 Dudelange, cieszy się, że w ten weekend nie trzeba grać, bo udało się przełożyć jeszcze jeden mecz. Po ogromnym wysiłku, jaki włożyli w czwartkowe zmagania z mistrzem Luksemburga, piłkarze Kolejorza będą mogli złapać oddech i rozpocząć przygotowania do meczu o wszystko, jakim będzie rewanż. Od niego zależy, czy klub zarobi miliony za awans do pucharowej fazy grupowej.
Przełożenie meczu ligowego rzeczywiście ma sens, ale inny niż ten, na który wskazuje holenderski trener. O tej porze roku piłkarze nie mają prawa narzekać na zmęczenie sezonem. Są przecież sowicie wynagradzanymi zawodowcami i w przeciwieństwie np. do grających na zbliżonym poziomie Islandczyków nie muszą brać drugiego etatu. Poziom ekipy z Luksemburga jest tak niski, że każda drużyna z polskiej ekstraklasy powinna ją odprawić bez żadnego wysiłku różnicą kilku bramek, w rezerwowym składzie, w ramach treningu wyrównawczego.
Toczenie wyrównanego pojedynku z Dudelange, tracenie sił na bieganie za piłką rozgrywaną przez kiepsko wyszkolonych rywali, jest świadectwem, jak nisko upadł Lech. Tej drużyny już właściwie nie ma. Rozpada się pod własnym ciężarem. Toczy ją zagadkowa choroba. Widok mistrzów Polski padających ze zmęczenia, proszących o zmianę, nie potrafiących zebrać się do wysiłku, ograniczających się do bezładnego wybijania piłki z własnego pola karnego, budził przerażenie. Za doprowadzenie dobrej do niedawna drużyny do takiego stanu ktoś powinien ponieść srogą karę. Szkoda, że właściciel klubu nie nałoży jej na prezesa do spraw sportu.
Dzięki przełożeniu dwóch spotkań ligowych jest nadzieja, że nie zostaną one przegrane, a tak z pewnością by się stało, gdyby zespół nadal prowadził fachowiec z Holandii. Teraz przynajmniej możemy mieć nadzieję, że gdy przyjdzie do nadrabiania ligowych zaległości, van den Broma już w Polsce nie będzie. Nie mamy pojęcia, czy tak się stanie, bo przy Bułgarskiej zapadają decyzje kompletnie nieprzewidywalne, nie wynikające z racjonalnych przesłanek, sprawiające wrażenie całkowicie przypadkowych. Wiemy jedno: nowy trener, kimkolwiek by nie był, ma o wiele większe szanse na zdobycie punktów. Właśnie z tego powodu warto było te mecze przełożyć.