Po meczu w Legnicy Nawałka był bardzo zły na swoich piłkarzy. Rzeczywiście zagrali fatalnie. Jeszcze raz dowiedli, że nie są przygotowani do sezonu, pod żadnym względem. Fizycznie prezentują się gorzej od każdego kolejnego przeciwnika. Jeżeli wygrywają, to nie dzięki walorom piłkarskim, bo tych po prostu nie ma. Taktyka ogranicza się do przeszkadzania rywalom i liczenia na indywidualne zrywy zawodników.
Problem w tym, że piłkarze Lecha sami się do rozgrywek nie przygotowywali. Trenowali, i to podobno bardzo mocno pod kierunkiem tego, co teraz narzeka na ich słabości. Co nie potrafił nauczyć ich płynności gry, prowadzenia akcji z wieloma podaniami, przechodzenia do kontrataków. Pozbawił ich radości z gry, zaszczepia brak odwagi. Zmusza do przerywania kontrataków pod bramką rywala, bezpiecznego wycofywania piłki do obrony. Odsuwa od gry zawodników kreatywnych, z polotem i dobrą techniką.
I nagle Nawałka ma pretensje, że trenowana przez niego drużyna przegrywa z rywalem niżej notowanym, ale dobrze zorganizowanym, wybieganym, mającym pomysł na mecz. Panie trenerze, to fakt, że piłkarze Lecha nie za bardzo do gry się przekładali, zwłaszcza w pierwszej połowie. Ale za tę porażkę i za nędzną grę w poprzednich spotkaniach proszę winić przede wszystkim siebie. I tych, co do klubu sprowadzili obecny sztab szkoleniowy.
Klub chwali się dobrymi finansowymi podstawami swej działalności, inwestowaniem w szkolenie. Pytanie tylko – po co to wszystko? Zadaniem klubu piłkarskiego nie jest mnożenie zysków, ale spełnianie marzeń kibiców. Lech nie potrafi zdobywać trofeów, bo się na to nie nastawia. Nic dziwnego, że co jakiś czas po partacku budowana drużyna wpada w kryzys i trzeba się ratować zmianą trenera. Nawałka bardziej na to zasługuje niż którykolwiek z jego poprzedników, bo nie stwarza nadziei, że gra Lecha się zmieni.
Józef Djaczenko