Mozolne wychodzenie z kryzysu

Poprzedni sezon Lech też zaczął źle. Przegrywał u siebie wszystko, jak leci, już na starcie stracił szansę na obronę tytułu. Na szczęście po jakimś czasie się ogarnął. Nie odpadł z pucharów mimo kiepskiej gry, zaczął punktować w lidze. Równo rok temu też wygrał z Wartą teoretycznie na wyjeździe, pechowo zremisował bezbramkowo z Legią, pokonał u siebie Radomiaka i w Zabrzu Górnika. Jest nadzieja, że i teraz wraca do równowagi. Europa przepadła, ale w lidze nic jeszcze nie jest stracone.

Nie było kłopotów z pokonaniem Warty. Zadecydowały wyższe umiejętności piłkarzy, którym do pełni formy daleko, ale obecna dyspozycja na lokalnego przeciwnika wystarczyła. Gra Lecha szwankowała, to nie był dobry mecz w jego wykonaniu. Nie było jednak najgorzej, jak na okoliczności, czyli pierwsze spotkanie po reprezentacyjnej przerwie i nietypowy skład. Na Wartę wystarczyło kilka szybkich akcji, po których nie wiedziała, co się dzieje. Grając z lepszą drużyną, trzeba byłoby pokazać więcej.

Nie było Ishaka, pokazało się za to aż pięciu młodzieżowców, niczym w czasach Dariusza Żurawia, gdy priorytetem było promowanie wychowanków, czyli równoważenie budżetu. Van den Bromowi zależało na wyniku, po młodzież sięgnął z konieczności. Lech byłby inną drużyną, gdyby wciąż mógł grać Salamon, zdrowy był Blażić, trener mógł skorzystać z tych bocznych obrońców, którzy zwykle są jego pierwszym wyborem. Nie bez znaczenia był brak Ishaka, Kwekweskiri też by się przydał. Możliwości Gholizadeha jeszcze nie znamy, więc jego obecność w klubie nie ma teraz żadnego znaczenia.

W poprzednim sezonie o Lechu mówiło się, że ma najwartościowszy skład w całej lidze. Mimo transferów, jakich ostatnio dokonał, inne kluby wcale nie są personalnie słabsze, zwłaszcza Legia i Raków. W takich sytuacjach, jak obecna, widać, że kadra Kolejorza nie jest zrównoważona. Wystarczy kilka absencji, by wpaść w tarapaty. Jedyna z tego korzyść to ogrywanie nastolatków, choć nie można powiedzieć, że obecne pokolenie absolwentów klubowej akademii jest lepsze od poprzednich.

Władze klubu były latem chwalone za pozyskanie Blażicia, Hoticia, Anderssona i Gholizadeha. Natomiast zatrzymanie Sobiecha to ruch nie do zaakceptowania. Owszem, było to wygodne, proste w wykonaniu, ale szkodliwe, osłabiające drużynę w sytuacji, gdy Ishak wciąż walczy o zdrowie, rekonwalescentem jest też Szymczak. Gdy przeziębiony Szwed wypadł z drużyny, trener na Sobiecha nawet nie spojrzał. Nie chciał widzieć na boisku kogoś, komu wystarczy, że tam po prostu jest.

Tylko dwaj piłkarze Lecha spisali się w niedzielę jak za najlepszych czasów – dwaj z trzech Filipów. Dagerstal dobrze sobie radził w obronie, zdobył gola. Najlepszym piłkarzem meczu był Marchwiński. Potwierdziło się, że może on z powodzeniem występować na różnych pozycjach. Poprzedni trenerzy wystawiali go gdzie popadnie, co było krytykowane. Kto wie, czy obecna uniwersalność tego zawodnika nie wynika właśnie z tego. Najważniejsze, że ten chłopak szybko zaczął się rozwijać, wykorzystywać potencjał widoczny już kilka lat temu. Jeśli się nie zatrzyma, stanie się czołowym graczem Lecha, najlepszym strzelcem, kreatorem gry. Już dziś trudno sobie wyobrazić drużynę bez „Marchewy”, a może być jeszcze ciekawiej.

Sięgając pamięcią do sytuacji sprzed roku, gdy Lech potrzebował tygodni, by przestał przynosić wstyd, trudno nie zauważyć analogii. Czy zwycięstwo nad Wartą było przełomem i początkiem dobrej passy? Przekonamy się już w sobotę. Stal Mielec to jeden z koszmarów Lecha. Pozbawiła go wielu punktów, gdy występował w roli faworyta, wygrywała w Poznaniu i u siebie. Ostatnio pokonała u siebie Zagłębie, co wprawdzie było prezentem od sędziego, ale nie każdy zespół umiałby taką okazję wykorzystać. Jeśli Lechowi, mającemu bez porównania lepszych piłkarzy, uda się z nią wygrać, będziemy mogli powiedzieć: sytuacja wraca do normy.

Udostępnij:

Podobne

Koniec roku weryfikuje oczekiwania

Miało być przepięknie. Prezentujący atrakcyjny, ofensywny futbol Lech wypracowałby w tym roku przewagę nad największymi ligowymi rywalami i wiosną pewnie zmierzał po mistrzostwo, by potem

Niech nas znów zaskoczą. Byle pozytywnie

Niewiele brakowało, by Lech nie poniósł konsekwencji ubiegłotygodniowej niespodziewanej obniżki formy. Spośród jego największych konkurentów w walce o mistrzostwo tylko Raków odniósł zwycięstwo, w charakterystyczny