Młodzież Lecha przedziera się do pierwszej drużyny. „Rywalizacja jest spora”

Doskonale wiadomo, jak ważne w filozofii klubu jest rozwijanie młodych zawodników, wcielanie ich w kadry pierwszej drużyny i później sprzedaż liczona w milionach europejskiej waluty. Zarząd nie szczędzi środków na kolejne inwestycje w akademię mającą siedzibę we Wronkach, od wielu lat przynosi to realne efekty i w każdej kolejnej rundzie na Bułgarską trafiają utalentowani gracze z drugoligowych rezerw. Wielu z nich obecnie występuje w uznanych zagranicznych zespołach i stanowi o sile reprezentacji Polski. W kolejce ustawiają się już ich następcy i przedmiotem dyskusji nie jest czy, tylko kiedy postawią następny krok i mocno wzbogacą klubową kasę.

Kończąca runda okazała się przełomowa dla Filipa Marchwińskiego. Już w poprzednich rozgrywkach zaczął wysyłać pozytywne sygnały, ale dopiero na starcie następnego sezonu stał się liderem swojego zespołu. Ma on za sobą debiut w narodowej reprezentacji i wiele pozytywnych występów z pierwszego etapu jesieni przypieczętowanych indywidualnymi nagrodami Ekstraklasy dla najlepszego młodzieżowca i zawodnika danego miesiąca.

– Obecne rozgrywki to prawdziwy popis pomocnika mogącego zagrać też jako „9”. Zaczął od dubletu w Gliwicach i regularnie dopisuje następne trafienia. Jest najlepszym strzelcem Kolejorza, ale też wraz z Kristofferem Velde motorem napędowym zespołu. – fragment z tekstu szerzej opisującego jego dotychczasowe doświadczenia, opublikowanego w październiku zaraz po rozegraniu przez „Marchewe” premierowego spotkania na Wyspach Owczych w kadrze Michała Probierza.

Ostatnie tygodnie to już znaczący regres jego formy, odzwierciedlającej postawę całej drużyny. Widoczna różnica pokazała się po powrocie do składu Mikaela Ishaka i przesunięciu Polaka na nominalną pozycję. Nawiązuje tymi występami do wcześniejszych zmagań, kiedy to regularnie zawodził lub przesiadywał na ławce rezerwowych. Tę negatywną zmianę w dyspozycji bardzo dobrze obrazują liczby. Do czasu nominacji od selekcjonera zdobył 7 goli i dołożył do tego asystę, a po powrocie ze zgrupowania zaledwie raz pokonał bramkarza w pucharowym starciu z Arką. Nie zmienia to faktu, że ma za sobą udane miesiące i nieubłaganie zbliża się zmiana barw klubowych.

Kompletnie inne zdanie na temat pierwszej części sezonu musi mieć Filip Szymczak. Ten czas był naznaczony marcową kontuzją, po której wyleczeniu nie potrafi wrócić do dawnej przydatności, a John van den Brom nie jest w stanie znaleźć na niego odpowiedniego sposobu, by nawiązał do bardzo obiecujących początków. Nie licząc starcia z trzecioligową Zawiszą, tylko raz trafił do siatki i dwukrotnie asystował. W następnych rozgrywkach straci już status młodzieżowca, więc wiosna będzie kluczowa dla rozwoju niewątpliwie utalentowanego napastnika.

W związku z wspomnianą filozofią dotyczącą wprowadzania młodych zawodników i problemami w obsadzeniu lewej obrony szansę przed wyjazdem na młodzieżowe Mistrzostwa Świata otrzymywał Michał Gurgul. Gracz z rocznika 2006 uzbierał blisko 300 minut i nawet zdołał pokonać bramkarza w prestiżowym starciu z Rakowem Częstochowa. Często widać było u niego brak niezbędnego doświadczenia, uwidoczniał się też problem z grą nie na swojej pozycji, ale jest pierwszym zawodnikiem tak późno urodzonym, który wystąpił w pierwszej drużynie, więc po nabraniu ogłady z dorosłą piłką powinien tylko wzrastać, podobnie jak jego rola i istotność w lechowej układance.

– Jeśli chodzi o Michała Gurgula, spotkania w drugiej lidze, na Mistrzostwach Świata w Indonezji i młodzieżowej Lidze Mistrzów pokazują, że ten zawodnik nie wyróżnia się na tle swoich rywali, w tym rówieśników. Zdecydowanie lepszą opcją na pozycję lewego obrońcy jest Ksawery Kukułka, który w rundzie jesiennej miał dwa, trzy słabe spotkania, natomiast pozostałe były na bardzo dobrym poziomie. Ma naturalny ciąg na bramkę i nie boi się podejmować ryzykownych decyzji w obronie – tak w rozmowie z nami ocenił jego postawę w drugoligowych rezerwach i młodzieżowych rozgrywkach dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego” i ekspert od młodzieżowej piłki, Maksymilian Dyśko.

W szerokiej kadrze znajdują się też 2 gracze z rocznika 2003, Maksymilian Pingot i Filip Wilak. Ten pierwszy pełni niezbyt znaczącą rolę, najczęściej zasilając drużynę Artura Węski. Natomiast skrzydłowy w Ekstraklasie – gdzie co jakiś czas dostaje szansę do pokazania umiejętności – często ma problemy z wysłaniem wyraźnych sygnałów do trenera, błysnął jedynie w starciu ze znacznie niżej notowanym rywalem z Bydgoszczy, któremu zapakował efektowny dublet.

– Oczywiście, nie zawsze odnotowują dobre występy, jednak w większości spotkań wyróżniają się i są realną siłą dla drugiego zespołu – tak ich postawę na drugoligowych boiskach ocenił wcześniej wspomniany ekspert.

Udaną rundę jako całość mają za sobą rezerwy, grające na najniższym centralnym poziomie rozgrywkowym. Po lekkim falstarcie druga część rundy przyniosła znacznie więcej pozytywów. Gdyby liczyć tylko 5 ostatnich gier, lechici znajdowaliby się na pozycji wicelidera. Udany finisz pozwolił wydostać się ze strefy spadkowej z bezpieczną kilkupunktową przewagą nad 16 lokatą. Znacznie lepiej wygląda tabela starć wyjazdowych niż domowych. W delegacji podopieczni Artura Węski zgromadzili 12 punktów dających 6 pozycję, a we Wronkach zdobyli co prawda „oczko” więcej, ale jest to lepszy rezultat od zaledwie 2 ekip.

– Do słabszych stron rezerw Kolejorza należy organizacja w obronie. Podopieczni trenera Artura Węski są zespołem, który z Olimpią Grudziądz ma najwięcej straconych bramek w lidze. Również atak pozycyjny pozostawia sporo do życzenia i nie jest silnym punktem. Drugiej drużynie brakuje napastnika, który będzie umiał wykorzystywać sytuacje, brać grę na siebie – tego brakuje Pacławskiemu. Do atutów zaliczyłbym grę z kontry i stałe fragmenty gry wykonywane przez Maksymiliana Dziubę i Maksyma Pietrzaka – podsumował mocne i słabe strony rezerw Maksymilian Dyśko.

Poza kilkoma wyjątkami, jak dobrze pamiętany w Poznaniu Szymon Pawłowski, trener Węska ma do dyspozycji zawodników dopiero zaczynających przygodę w seniorskiej piłce. Na specjalną uwagę zasługuje zaledwie 16-letni bramkarz Mateusz Pruchniewski. Mimo tak młodego wieku stał się kluczowym elementem zespołu i w ostatnich tygodniach kilkukrotnie niemal samodzielnie powstrzymywał przeciwników. Ważną rolę odgrywają też gracze regularnie trenujący na płytach boisk treningowych przy Bułgarskiej, ale wciąż czekających na poważne szansę w oficjalnych zmaganiach.

– Brakuje im jeszcze sporo. Aby któryś z tych zawodników grał regularnie w pierwszym zespole, potrzeba czasu i ogrania się na wyższym poziomie niż druga liga. Nie jestem zwolennikiem pomysłu, aby któryś z nich w rundzie wiosennej był na stałe włączony do kadry trenera Johna van den Broma. Rywalizacja jest spora i przykład Filipa Wilaka jasno pokazuje, że nie ma to większego sensu. Dużo więcej im daje regularna gra niż jeżdżenie autokarem na wycieczki – tak grupę, do której można zaliczyć wspomnianego Pruchniewskiego, Bartosza Tomaszewskiego, Aleksandra Nadolskiego czy Maksymiliana Dziubę ocenił dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego”.

Poza zawodnikami z głównego nurtu, o których mówi się najwięcej, są też gracze harmonijnie rozwijający się w cieniu często występując jeszcze w juniorskich ekipach. Szczególną uwagę warto zwrócić na zespół do lat 19 prowadzony przez trenera Bartosza Bochińskiego. Są zdecydowanym liderem Centralnej Ligi Juniorów w swojej kategorii wiekowej, gdzie główne role najczęściej pełnią znacznie młodsi zawodnicy niż pozwala na to regulamin.

– Kolejnymi zawodnikami, na których warto zwrócić uwagę, są Jan Niedzielski, Bartłomiej Juszczyk, Maksym Pietrzak, Kornel Lisman i Kamil Jakóbczyk. Ten pierwszy pełnił funkcję kapitana podczas rozgrywek w UEFA Youth League i faktycznie był realnym liderem zespołu trenera Bochińskiego. Trzej kolejni to skrzydłowi w ekipie trenera Węski. Rywalizacja jest spora, jednak każdy z nich wnosi wiele do zespołu przez asysty i bramki. Warto zaznaczyć, że żaden z nich nie boi się wchodzenia w drybling i podejmowania gry 1 na 1. Z kolei Jakóbczyk to 15-letni napastnik, który w CLJ zdobył dwanaście bramek i trudno mi sobie wyobrazić grę juniorów starszych bez jego udziału. Umie się znaleźć w odpowiednim momencie, dobrze współpracuje z partnerami i z niecierpliwością czekam na jego rozwój – wylicza dziennikarz kolejnych uzdolnionych juniorów.

W obliczu licznych problemów, z jakimi w pierwszej drużynie nie potrafi poradzić sobie John van den Brom, pozytywów trzeba szukać właśnie wśród młodzieżowców. Zdecydowana większość z nich ma za sobą bardzo udany czas i poczyniła kolejne kroki w rozwoju. Dla wielu z nich wiosna może okazać się kluczowa, Filip Marchwiński najprawdopodobniej będzie rozgrywał ostatnie mecze w tych barwach, a pozostali będą walczyć o wzrost pozycji w klubowej hierarchii i próbę przebicia się lub większego zaistnienia na ekstraklasowych boiskach.

Mikołaj Duda

Udostępnij:

Podobne