Mecz bez udziału publiczności. Komu to było potrzebne?

Niezależnie od wyniku meczu Lecha z F91 Dudelange, na poznańskim stadionie atmosfera będzie paskudna. Jakikolwiek mecz odbywający się bez udziału publiczności jest zaprzeczeniem futbolu. Piłkarze grają dla ludzi. Liczą na ich reakcję, na emocje. Graczom Kolejorza nie będzie się dobrze rywalizowało z mistrzem Luksemburga. Pomyśleć, że jeszcze przed wakacjami zdobycie biletu na ich mecz graniczyło z cudem.

Prawdopodobnie władze korporacji, ustalające ceny wejściówek, kierowały się nieaktualnymi informacjami. Nikt im nie podpowiedział, że to już nie ta drużyna, która była na ustach całej Polski, którą kibice nosili na rękach. Od tamtego czasu trochę się zmieniło. Władze korporacji pomyślały o wysokich cenach biletów, ale o inwestowaniu w sportowy sukces już nie. Jedno z drugim się zbiegło i wyludniło stadion. Dostosowanie cen biletów do bieżącej sytuacji nie przyciągnęłoby na stadion tłumów, ludzie są bowiem mocno zniechęceni stanem, do którego klubowi specjaliści doprowadzili drużynę. Byłoby jednak trochę mniej smutno.

O sytuacji Lecha dyskutuje się w całej Polsce. Kibice Kolejorza i komentatorzy zgodnie twierdzą, że nie będzie wyników bez stworzenia dobrego zespołu. A klub sobie to odpuścił. Sposób uzupełniania kadry, awersja do wydawania nawet niewielkich kwot spowodowała, że po niedawnej drużynie zostały zgliszcza. Miał być solidny bramkarz. Takiego za darmo znaleźć się nie udało. Były szanse na grę w Poznaniu Kownackiego, Kądziora. Prawda, że bardzo by się dziś przydali? Obaj tu chcieli przyjść, niestety kosztowali za dużo. Nie chodzi o ciężkie miliony, ale o kwoty znacznie niższe, nie powinny one robić wrażenia na klubie z najwyższym w kraju budżetem, aktualnym mistrzu sposobiącym się do pucharowej przygody.

Być może klubowi spece od futbolu orzekli, że skoro trener jest kiepski i nie można się po nim spodziewać niczego dobrego, wyników i tak nie będzie, więc nie ma dużego znaczenia, czy przegrywa drużyna tania czy droga. Co ma wisieć, nie utonie. Jednak cechą każdego biznesu jest to, że brak inwestycji prędzej czy później przełoży się na straty. Wystarczy wziąć do ręki przysłowiowy ołówek i policzyć, ile klub zaoszczędził rezygnując ze wzmacniania kadry. I porównać to do strat wynikających z malejącej frekwencji na meczach, z prawdopodobnego bojkotu kibiców, jeśli sytuacja nie ulegnie szybkiej poprawie, nie wspominając o kosztach zmiany trenera, gdyby wszystko zaczęło się walić.

Wierzmy, że piłkarze Lecha poradzą sobie z przeciwnikiem z Luksemburga. Nigdy nie będą mieli łatwiejszej drogi do pucharowej fazy grupowej, grzechem byłoby to zmarnować. Zwycięstwo chwały im nie przyniesie, po prostu wykonają zadanie, które nie ma prawa ich przerosnąć. Jeśli jednak coś pójdzie źle, dotychczasowe niepowodzenia są niczym wobec tego, co zacznie się dziać wokół klubu. Nie w samym klubie, bo nikt z powodu takiej błahostki nie naruszy korporacyjnego ładu, ale wśród fanów, wśród ludzi zajmujących się w Polsce futbolem. Żaden kibic Lecha nie chciałby takiego koszmaru zaznać. Na szczęście bardziej prawdopodobne jest, że nieliczni kibice zobaczą, jak piłka wpada do luksemburskiej bramki.

Udostępnij:

Podobne