Za Lechem już 2 mecze po przerwie zimowej. Oba były do siebie podobne i co najistotniejsze z perspektywy wszystkich zainteresowanych klubem, zwycięskie. Przewaga liderującego po zakończeniu rozgrywek w grudniu Śląska z 8 punktów stopniała do zaledwie 2, przez co dali się wyprzedzić Jagiellonii. Bardzo szybkie odrobienie większości straty rozbudziło w Poznaniu żywe nadzieję, że Mariusz Rumak jest tą osobą, która poprowadzi zespół do końcowego triumfu.
Przede wszystkim szczelna defensywa. Pomysł sprawdzony z pozytywnym skutkiem
John van den Brom był zupełnym przeciwieństwem obecnego trenera Kolejorza, który wesołą piłkę opartą na braku jakichkolwiek schematów i wykorzystywanie indywidualnych umiejętności zastąpił pragmatyzmem i grą dla drużyny. Kompletnie inaczej wygląda defensywa przewodzona przez Bartosza Salamona, nie dopuszczająca przeciwnika do wielu szans na zdobycie bramki. Pod nowym trenerem lepszą formę złapał Antonio Milic, za którym nie najlepsze pół roku, podobnie wygląda sytuacja z Bartoszem Mrozkiem mającym problem w rundzie jesiennej, by udowodnić możliwości pokazywane w Mielcu, a w Białymstoku przypomniał siebie z czasów gry na Podkarpaciu ratując Lechowi zwycięstwo.
Ofensywa polegająca na niekonwencjonalności zagrań poszczególnych zawodników odmieniła się w wyćwiczone schematy będące łatwiejsze do przeanalizowania, jednak dające większe szanse na pokonanie bramkarza przeciwnika. Cała organizacja gry przyjęła podobne założenia, nie ma już tak dużej swobody, w której każdy gracz nie miał aż tak konkretnych wytycznych i mógł postępować według swojego uznania. Obecnie wszystko jest zdecydowanie bardziej taktyczne, wyważone i bez tej nutki – często zgubnego – szaleństwa. Mariusz Rumak nauczył też swoich podopiecznych znacznie lepszego zachowania w fazie po odebraniu piłki. Kontratak jest wyprowadzamy z większym animuszem i rozmysłem, co już zaowocowało zdobyciem bramek niepodobnych do tych, które miał na koncie jesienny Kolejorz.
Nowego Lecha cechują 2 różne połowy. Pierwsza to gra na wypracowanie przewagi, a druga to bronienie zdobyczy i ewentualne podrasowanie rezultatu. Nie do końca wiadomo, czy to jest pomysł realizowany z premedytacją, jednak szczególnie w stolicy Podlasia bardzo łatwo mogło to się wymknąć spod kontroli, czego rozpędzeni gospodarze nie zawahaliby się wykorzystać. Brakowało przejęcia większej kontroli nad meczem. Utrzymania się przy piłce, stworzenia okazji i pilnowania, by główne miejsce gry nie znajdowało się zbyt często w pobliżu bramki strzeżonej przez Bartosza Mrozka. To właśnie gra w posiadaniu futbolówki jest elementem wartym pochylenia. Wciąż zdarzają się zbyt łatwe straty, problemy z krótkim wyprowadzeniem i stworzeniem wielopodaniowej akcji kończącej się uderzeniem.
Problem kadrowe nie okazały się problemem. Można wygrywać nawet bez liderów
Lecha, jak mało którą ligową drużynę, trapiło wiele problemów z dostępnością poszczególnych piłkarzy. Ali Gholizadeh poleciał na Puchar Azji, Kristoffer Velde pauzował za kartki, a ponadto cała grupa graczy zmaga(ła) się z wszelakimi typami urazów. W tej zdecydowanie mało komfortowej sytuacji doskonale sprawdziło się przysłowie mówiące, że pech jednego to szczęście drugiego. Przez starcie towarzyskie z Szachtarem Donieck ponownie wypadł Mikael Ishak, dzięki czemu kredyt zaufania otrzymał Filip Szymczak, który przypomniał o niemałych umiejętnościach i udowodnił, że posiada kluczowy dla napastnika instynkt strzelca.
Szukany jest optymalny wariant na skrzydłowego grającego naprzeciwko niezawodnego Norwega. Póki co najwięcej drużynie daje Adriel Ba Loua, jednak regularnie musi on pauzować przez kolejne wypadki. Dino Hotić wciąż ma problem, by pokazać pełnię możliwości, a Ali Gholizadeh jest wielką niewiadomą. Za napastnikiem z lekko zmienioną rolą biega Filip Marchwiński będący bardziej wsparciem dla najbardziej wysuniętego gracza niż prawdziwą „dychą”. Znając jego specyfikę boiskową takie rozwiązanie może mu tylko pomóc, bo im bliżej do bramki przeciwnika, tym 22 – latek staje się groźniejszy.
Przez okres przygotowawczy i 180 minut regularnego ligowego grania szkoleniowcowi udało się wykrystalizować kręgosłup drużyny. Kwartetem defensywy zarządza Bartosz Salamon w duecie z Antonio Miliciem. Mają ze sobą świetną nić współpracy już od czasów trenera Macieja Skorży, gdy po raz ostatni w Poznaniu pojawił się puchar dla mistrza kraju. Po prawej stronie Joel Pereira, który już dawno przyzwyczaił do dośrodkowań i szeroko pojętej solidności. Trochę z konieczności i ograniczeń konkurentów na podstawowego lewego obrońcę wyrasta młody, niedoświadczony Michał Gurgul zapewniający względnie najlepsze zabezpieczenie tej strony przed atakami. Przed tą czwórką rządzi i dzieli nierozłączny duet Jespera Karlstroma i Radosława Murawskiego będący – niezależnie od szkoleniowca – kluczem do sukcesu.
Po wyżynach będzie tylko łatwiej? To tylko pozory
Dla ekipy z Bułgarskiej najbliższe starcia to pełno drużyn z krajowego topu. Później w teorii powinno być łatwiej, ale doświadczenie dokładnie mówi, że takie założenie w Ekstraklasie najczęściej kończy się wielkim rozczarowaniem. Zespoły z niższych sfer będą mocno zmotywowane, by utrudnić walkę o tytuł i wywalczyć tak ważne punkty w kontekście walki o uniknięcie degradacji.
Mimo, że Mariusz Rumak nie mógł wymarzyć sobie lepszego startu drugiego podejścia do Lecha, wciąż ma co robić. Póki co w kibicach rozbudził nadzieję i patrząc na kłopoty u konkurentów wszystko ma w rękach. Wystarczy poprawić to, co nie funkcjonuje i utrzymać to, co działa jak powinno. Tylko czy to takie proste?
Mikołaj Duda