Wyjątkowo długo kibice Lecha mogli delektować się triumfem nad Legią, bo kolejny mecz odbędzie się dopiero po dwóch tygodniach. Doświadczenie uczy, że między jednym a drugim spotkaniem może wydarzyć się mnóstwo dobrego lub złego. Jeśli starcie z beniaminkiem ekstraklasy zakończy się źle, o rozniesieniu Legii nikt już nie będzie pamiętać, wahadło emocji zmieni położenie.
Aby więc ostatni triumf nie został rozmieniony na drobne, konieczne jest pokonanie GKS-u Katowice. Niby żaden problem, bo to zespół niższej klasy niż Legia, ze słabszymi piłkarzami. To jest jednak polska liga. Tu jakość zawodników nie ma dużego znaczenia, można wygrywać i przegrywać tylko dlatego, że uda się znaleźć i wykorzystać słabości przeciwnika, każdego można przecież pokonać nie jakością lecz sposobem. Tak, jak Lecha pokonała desperacko walcząca o każdy punkt Puszcza Niepołomice, jak znalazł na niego receptę beniaminek z Lublina.
Coś jest w tym, że Lechowi łatwiej się gra i wygrywa z ekipami mocnymi niż takimi, które walczą o utrzymanie. Przykład stadionu Cracovii jest wymowny. Gospodarze w meczu z Lechem wysoko zawiesili poprzeczkę. Potwierdzili, że potrafią być groźni. Jednak nie dali rady, zostali wypunktowani, zneutralizowani, mogli przegrać wyżej niż 0:2. Na tym samym obiekcie po dwóch tygodniach Lech nie dał rady Puszczy. To prawda, że miał przeciwko sobie nie tylko przeciwnika, ale i zespół sędziowski, który zniszczył mecz. Tyle, że różnica w umiejętnościach piłkarzy obu zespołów powinna zniwelować liczebne osłabienie.
Zespół z Katowic dowiódł już, że stać go na wiele. Aktualnie plasuje się na 11 miejscu dzięki zdobyciu 19 punktów. Złożyło się na to pięć zwycięstw i cztery remisy. Na wyjazdach gra lepiej, przy trzech porażkach wygrał też trzykrotnie i raz zremisował, gdy na własnym obiekcie, wciąż tym starym, odniósł tylko dwa zwycięstwa. Jedno z nich było szczególnie cenne, odprawił bowiem mocną Jagiellonią wynikiem 3:1. Taki sam był wynik meczu z Pogonią, ale to już mniej dziwi, bo szczecinianie wygrywają tylko u siebie. Wkrótce GKS przeniesie się na nowiutki stadion, być może będzie mu tam punktować łatwiej.
Na wyjeździe potrafił ograć Stal Mielec. Puszczy, na której Lech połamał sobie zęby, GKS na tym samym stadionie strzelił aż sześć goli. Widać dobrze się tam czuje, bo ostatnio wygrał 4:3 z Cracovią. W sumie więc w Krakowie zdobył 10 goli. To robi wrażenie i podkreśla, że grający bezkompromisowo beniaminek potrafi narobić kłopotów teoretycznie mocniejszym zespołom. Ostatnio rozstrzelał się Mateusz Mak, potężnie potrafi z dystansu uderzyć Adrian Błąd. O reprezentację Michała Probierza otarł się młody Mateusz Kowalczyk. Klasowym graczem jest Bartosz Nowak, który w poprzednich sezonach strzelał bramki dla Górnika Zabrze i Rakowa Częstochowa.
W ekipie beniaminka nie brakuje więc jakości. Grywają tam piłkarze związani z Lechem, głównie na wypożyczeniach. Właśnie w Katowicach w pełni ujawnił swój potencjał Antoni Kozubal. Wypożyczony z Kolejorza gracz mocno przyczynił się do awansu GKS-u do ekstraklasy. Jego śladem idzie teraz Jakub Antczak, który ma tam grać do czerwca przyszłego roku. Piłkarzem zespołu z Katowic jest Marcin Wasielewski, który przez krótki czas grywał w pierwszym zespole Lecha. Z ekipy rezerw ściągnął go trener Ivan Djurdjević, gdy brakowało mu obrońców. Wkrótce piłkarz ten odszedł z Lecha. W tym sezonie w barwach GKS-u zdobył gola.
Lech jest faworytem sobotniego meczu, wszak lider zmierzy się z beniaminkiem. Nie warto jednak przywiązywać się do tej okoliczności. Przy Bułgarskiej wygrał przecież Motor Lublin, inny beniaminek. Na szczęście prawo serii mało jest w tej sytuacji prawdopodobne. Sztab trenerski Lecha zrobi wszystko, by nie pozwolić się zaskoczyć. Dużo będzie zależało od tego, w jakiej dyspozycji wrócą do Poznania reprezentanci – Kozubal, Gurgul, Mrozek, ostatnio także Gholizadeh to zawodnicy kluczowi. Filip Szymczak stara się grać częściej niż ostatnio, a Maksymilian Pingot może być niezbędny w sytuacji, gdy Alex Douglas wróci do drużyny dopiero w przyszłym roku.