Szczęście i nieszczęście Antoniego Kozubala

Młody piłkarz Lecha Poznań zaczynając nowy sezon nie spodziewał się, że jego rozwój nabierze takiego przyspieszenia. Jeszcze przed wakacjami był graczem pierwszoligowego GKS-u Katowice. Pomógł w awansie do ekstraklasy i wrócił do Poznania. Jego postępy były zadziwiające, nic więc dziwnego, że stał się podstawowym zawodnikiem zespołu Nielsa Frederiksena.

Nikt się jednak nie mógł spodziewać, że zaliczy tyle spotkań w wyjściowej jedenastce, że rzadko będzie przebywał poza boiskiem. Odejście do Serie A Jespera Karlstroma nie miało na to wpływu. Bardziej przysłużyło się Radosławowi Murawskiemu. Antek, jako czyniący szybkie postępy młody piłkarz, w każdej sytuacji byłby na swojej pozycji pierwszym wyborem trenera, bez względu na aktualną dyspozycję i na ewentualne momenty słabości. To jest przecież Lech, tu się gra nie tylko o wynik. Także o transfery absolwentów akademii.

Tyle, że momentów słabości Kozubala było tyle, co nic. Owszem, zdarzały mu się pojedyncze błędy i straty, nie wykorzystał kilku dobrych okazji bramkowych, ale zwrócił na siebie uwagę sposobem gry, zachowaniem na boisku, aktywnością. Ma to, czego nie można się nauczyć. Stara się być zawsze pod grą, przy tym myśli na boisku, ma coraz lepszą technikę, wizję. Jeszcze przed przyjęciem piłki wie, gdzie ona się po jego zagraniu znajdzie. Nie jest typem piłkarza, dla którego najważniejsze jest przyjęcie, opanowanie piłki, potem dopiero zastanawia się, co z nią zarobić.

Ostatni tydzień był dla Antka szczególny. Zdobył piękną bramkę w meczu, w który Lech nie dał szans Legii. Otrzymał powołanie do reprezentacji narodowej na ważne mecze w Lidze Narodów. Mało tego – otrzymał szansę debiutu w koszulce z orłem. I na tym kończy się to, co dobre. Za jakiś czas, wspominając pierwszy występ tego gracza, nie będzie się pamiętać, w jakim to nastąpiło meczu. Teraz jednak od tego nie uciekniemy. Polska została zmiażdżona przez Portugalię jeszcze bardziej niż Legia przez Lecha. Druga połowa ujawniła drastyczną różnicę między piłkarzami obu zespołów we wszystkich aspektach. Jedna z bramek padła po stracie Antka w środku pola. Liczy się tylko to, że zadebiutował. O okolicznościach lepiej zapomnieć.

W pierwszej połowie, gdy nie było go jeszcze na boisku, Polska grała zaskakująco dobrze, a Portugalczycy nie mogli się ogarnąć, ujawnić walorów. Po przerwie przeciwnik przyspieszył, wykazał energię, a nasz zespół został ośmieszony. W nowoczesnym futbolu bramki padają nie tylko po błędach w obronie. Także po błędach w ataku. Strata Urbańskiego pod portugalskim polem karnym dała początek atakowi, który trwał kilka sekund i pokazał nieruchawym polskim graczom, jak to się robi. Ledwo zauważyli, że piłka jest już w siatce Bułki. Kolejne gole też wynikały z drastycznej różnicy w umiejętnościach. Było kilka szans na gola dla Polski, ale zabrakło jakości. Udało się dopiero na otarcie łez.

Portugalczyków jest 10 milionów, prawie czterokrotnie mniej niż Polaków. Ten naród może się jednak szczycić wieloma piłkarzami genialnymi, grającymi w najlepszych klubach na świecie. Tak jest od kilku dekad. Jeszcze w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych Polska wygrywała bezpośrednie mecze z Portugalią. Awansowała ich kosztem na mistrzostwa świata w 1978. Pokonała ją podczas mundialu w 1986 roku. Potem już było coraz gorzej. Zdemolowali nas na mistrzostwach koreańskich. Na Euro we Francji był wyjątek – przegraliśmy dopiero po rzutach karnych.

Akademia Lecha Poznań jest czołową w Polsce. Rozwija się prężnie, od lat dostarcza reprezentacji narodowej (nie wspominając już o młodzieżowych) kolejnych piłkarzy. Antek Kozubal jest siedemdziesiątym piłkarzem powołanym z Lecha. Niektórzy z nich zrobili karierę w klubach zachodnich. Im jednak młodsze reprezentacje, tym mniejsza różnica między naszymi piłkarzami a tymi z mocnych krajów. Potem się ona pogłębia, a co się dzieje na poziomie pierwszych zespołów – oglądaliśmy w Porto. Piłkarzy, którzy jeszcze kilka lat temu rywalizowali niemal jak równy z równym, dzieli przepaść.

Długo można dyskutować o przyczynach. Nie ulega wątpliwości, że coś złego dzieje się na ostatnim etapie rozwoju polskich graczy, gdy trzeba ich wdrażać do dorosłego futbolu. Portugalczycy, Hiszpanie, Włosi, Niemcy, Anglicy, Francuzi, Holendrzy, nawet Belgowie robią zawrotne kariery. Polakom się to udaje od wielkiego dzwonu. Nawet w reprezentacji narodowej najlepsi są Zieliński, Urbański, Zalewski, czyli tacy, którzy uczyli się fachu w klubach zagranicznych. Dlaczego polskich, zwłaszcza dobrze szkolącego Lecha, nie stać na podobne ukształtowanie młodego zawodnika? Czy to wynika z profesjonalizmu, jakości piłkarskiego środowiska, zarządzaniu klubem i indywidualnymi karierami?

Antek Kozubal wykonał ogromnie ważny krok. To, co przywiezie ze zgrupowania reprezentacji, mimo przykrego portugalskiego doświadczenia, bez wątpienia posłuży Lechowi. Mówi się, że może zostać najlepszym piłkarzem opuszczającym naszą ligę od czasu Lewandowskiego. Oby się potwierdziło. Bardzo tego chce, trzeba mu pomóc.

Udostępnij:

Podobne

Koniec roku weryfikuje oczekiwania

Miało być przepięknie. Prezentujący atrakcyjny, ofensywny futbol Lech wypracowałby w tym roku przewagę nad największymi ligowymi rywalami i wiosną pewnie zmierzał po mistrzostwo, by potem

Niech nas znów zaskoczą. Byle pozytywnie

Niewiele brakowało, by Lech nie poniósł konsekwencji ubiegłotygodniowej niespodziewanej obniżki formy. Spośród jego największych konkurentów w walce o mistrzostwo tylko Raków odniósł zwycięstwo, w charakterystyczny