Lech odpuścił jeszcze przed startem?

Rezygnacja z zapowiadanych wzmocnień wydaje się o tym świadczyć. Jeżeli nawet klub pokusi się jeszcze o jakiś transfer, to i tak nie będzie miał drużyny, którą stać na walkę o czołowe lokaty w lidze. Zbyt dużo jest w niej luk, za mało jakości. Nadzieje na odniesienie znaczącego sukcesu maleją z każdym dniem.

Takie postępowanie ludzi rządzących klubem trzeba uznać za nietypowe nawet jak na nich. Wiadomo przecież, że ten sezon będzie kluczowy. Kibice nie strawią kolejnego rozczarowania, mogą się od klubu odwrócić definitywnie, zażądać już nie odwołania tego czy innego pracownika, ale zmian radykalnych. Klub jest na rozdrożu, ale nie robi nic, by sobie pomóc. Para znów idzie w gwizdek, czyli w ogłaszanie akcji promocyjnych.

Ludzie kompletnie nie rozumieją tego, co się dzieje przy Bułgarskiej, a nikt nawet nie próbuje im cokolwiek wytłumaczyć. Słyszeli, że w roku jubileuszowym klub spręży się, by pozbyć się łatki nastawionego nie na wyniki sportowe, a tylko na handel wychowankami. Trener zapowiadał autentyczne wzmocnienia. Opowiadał, ile czasu poświęca na oglądanie kandydatów do gry w Lechu. Oczekiwał rywalizacji na każdej pozycji. Tymczasem liga za pasem, a w składzie są dziury. I nie słychać, by klub chciał sprowadzić choćby jednego „kozaka”, który pociągnie zespół do zwycięstw. Raczej wygląda to na zamiar przetrwania, spokojnego wstawiania do składu juniorów.

Lech nie jest ligowym kopciuszkiem, którzy musi stanąć na głowie, by dobrymi wynikami uczcić własny jubileusz. Sprzedał ostatnio tylu wychowanków, że wystarczyć poświęcić skromną część zarobionej kasy, aby – jak w ostatnim wywiadzie określił prezes Rutkowski – dać coś regionowi, sprawić kibicom radość i poczucie dumy z Lecha Poznań. Jeżeli prezes nie zna prawdziwych nastrojów kibiców, to żyje w innej rzeczywistości. Uczuć, jakie żywią ostatnio wobec klubu, nie określają takie słowa, jak „duma” albo „radość”. Nie kryją złości i rozczarowania.

Ludzie mają wrażenie, że klub chce z nich zakpić – naobiecywać, a potem robić to samo, co w ostatnich latach, czyli promować juniorów przeznaczonych na handel, a zarobione pieniądze wydać na wszystko oprócz wzmacniania drużyny. Gdyby rzeczywiście miała coś osiągnąć, trzeba byłoby dodać jej sporo jakości. Potrzebuje graczy klasowych, choćby takich, o jakich zadbała Legia chcąca uczcić swoje trochę wcześniej przypadające stulecie.

W obecnym zespole jest zaledwie kilku zawodników wyrastających ponad poziom ekstraklasy, z Ishakiem na czele. Na innych pozycjach ma graczy co najwyżej przeciętnych, jak na poziom polskiej ligi, albo i słabszych niż ekstraklasowa średnia. Na przykład bramkarza. Klub nie zamierza pozyskać prawdziwego fachowca. Raczej poczeka, aż do gry w ekstraklasie będzie się nadawał wychowanek Bąkowski. Na razie chce przetrwać z van der Hartem i Bednarkiem. Z nimi w składzie sukcesu nie będzie. Choćby nie wiem, jak się starali, to ich ograniczenia będą przyczyną niejednej porażki. Brak solidnego bramkarza dowodzi, że zapowiedź walki o mistrzostwo to pustosłowie.

W obronie Lecha występuje kilku solidnych zawodników, ale żaden nie będzie prawdziwą ostoją. Każdy popełnia błędy, nawet najlepszy z nich Satka. Być może mniej nerwowo by się zachowywali, gdyby mieli świadomość obecności za plecami kogoś, kto wyskoczy do dośrodkowania, nie zagubi się przy stałych fragmentach, nie pozwoli się przelobować. Na bokach defensywy nastąpiła poprawa. Pereira nie jest (chyba) gorszy od Czerwińskiego. Barry Douglas, jakiego pamiętamy, mylił się w grze obronnej, ale to samo można było przecież mówić o Puchaczu.

Kiedyś Lech słynął z dobrych skrzydeł. Dziś to jego bolączka. Sykora ma za sobą mnóstwo nieudanych meczów, raptem kilka było w miarę poprawnych. W przeciwieństwie do Jóźwiaka, ani razu nie pociągnął Lecha do zwycięstwa. Jest po kontuzji, w sparingu wypadł blado. Skórasia stać sporadycznie na brawurową akcję. Zawsze jest chaotyczny, nieskoordynowany. Potrafi zepsuć najlepszą akcję ofensywną, najciekawszą kontrę. Podejmuje złe decyzje, podania kieruje do rywali. Dużo lepszy jest Kamiński, ale i on ostatnio gra tak, jakby wszystko, co dobre, było już za nim. Lech musi mieć klasowego skrzydłowego. Stać go na takiego, barierą jest tylko brak fachowości pozwalającej postawić na właściwego człowieka.

Ramirez i Amaral to gracze nieźli, jak na polską ligę. Są jednak chimeryczni. Potrafią zagrać błyskotliwie, ale i partaczyć akcje ofensywne. Bardziej można liczyć na Kwekweskiriego. Bez problemu znalazłby miejsce w każdym polskim klubie. Lech miał szczęście sięgając po niego, gdy pozostawał bez klubu. Nie wydałby ani grosza, by go pozyskać. Szkoda by mu było pieniędzy.

Taki Lech nie będzie faworytem rozgrywek. Nie nawiąże rywalizacji z Legią, która pozyskała ciekawych graczy. Także z Rakowem, którego nie stać na piłkarzy z najwyższej półki, ma jednak solidnie i pomysłowo grającą, świetnie zorganizowaną przez mądrego trenera drużynę. Z pewnością postępy znów zrobi Pogoń, trudno też będzie ograć Śląsk. Jedenaste miejsce w lidze raczej się już Lechowi nie przydarzy. Przy odrobinie szczęścia stać go na walkę o miejsce pucharowe. Rezygnując z wzmacniania drużyny klub sygnalizuje, że ważniejszych celów nie ma.

Udostępnij:

Podobne

Koniec roku weryfikuje oczekiwania

Miało być przepięknie. Prezentujący atrakcyjny, ofensywny futbol Lech wypracowałby w tym roku przewagę nad największymi ligowymi rywalami i wiosną pewnie zmierzał po mistrzostwo, by potem

Niech nas znów zaskoczą. Byle pozytywnie

Niewiele brakowało, by Lech nie poniósł konsekwencji ubiegłotygodniowej niespodziewanej obniżki formy. Spośród jego największych konkurentów w walce o mistrzostwo tylko Raków odniósł zwycięstwo, w charakterystyczny