Tylko punktu w dwóch meczach brakuje Lechowi do zakwalifikowania się do europejskich pucharów. Wziął rewanż nad Lechią za blamaż w rzutach karnych środowego półfinału Pucharu Polski. Fatalna gra w defensywie o mało tego nie uniemożliwiła. Na szczęście Kolejorz atakuje i strzela lepiej niż broni.
Już po pięciu minutach grający z rozmachem Lech wyszedł na prowadzenie. Ramirez był faulowany przed polem karnym i sam podszedł do rzutu wolnego. Uderzył precyzyjnie, przy słupku i zrehabilitował się za środowy nieudany rzut karny. Wydawało się, że goście nastawieni są już tylko na finał Pucharu Polski i nie będą się zbytnio angażować, zagrali jednak bardzo ambitnie, jakby wynik miał dla nich jeszcze jakieś znaczenie. Rzucili się do odrabiania straty i celu dopięli. Ich radość była krótka – VAR orzekł, że gracz Lechii był na pozycji spalonej.
Nie dość, że Lechia nie wyrównała, to jeszcze straciła drugiego gola, i to niemal natychmiast. Po rzucie wolnym z bliska celnie uderzył Robert Gumny. Nikt wtedy nie wiedział, że to dopiero wstęp do wymiany ciosów. Gościom udało się złapać kontakt, po stałym fragmencie gry. Na murawie leżał cierpiący Moder, przez co sędzia nie podniósł chorągiewki, gol został uznany. Na szczęście Lech odpowiedział – pięknym strzałem sprzed pola karnego popisał się Kamil Jóźwiak ustalając wynik do przerwy na 3:1.
Dwie bramki przewagi, gra na własnym stadionie, zmęczony rywal – wydawało się, że Kolejorzowi nic już w tym meczu nie grozi. Nie byłby jednak sobą, gdyby sam nie zafundował sobie kłopotów, i to tuż po przerwie. Zastępujący van der Harta młody Miłosz Mleczko był przekonany, że gra nogami równie dobrze jak Holender. Kilka razy kopał niecelnie, ale w tym momencie w niewytłumaczalny sposób podał piłkę samotnie stojącemu przeciwnikowi. To musiało się skończyć stratą gola.
Lechia poczuła, że ten mecz nie jest jeszcze przegrany i ostro nacierała, a Lech nie pozostawał jej dłużny. Okazji bramkowych nie brakowało jednym i drugim. Goście rzadziej atakowali, ale konkretniej, mieli „setki”, zwłaszcza w końcówce. Lech natomiast źle swe akcje finalizował. Jóźwiak dośrodkowywał w pole karne, gdzie nie było żadnego kolegi, powtarzały się niecelne strzały z dystansu. Krótko przed końcem grający w Lechii Brazylijczyk Conrado wyleciał z boiska ze próbę złamania nogi Moderowi, ale goście wciąż dążyli do wyrównania. Szczęśliwie Lechowi wudało się dowieźć prowadzenie do końca. Grę w pucharach ma na wyciągnięcie ręki. Gdyby to nie był Lech, można byłoby powiedzieć, że sprawa jest załatwiona…
Lech Poznań – Lechia Gdańsk 3:2 (3:1)
Bramki: Dani Ramírez 5, Robert Gumny 22, Kamil Jóźwiak 45 – Omran Haydary 42, Zé Gomes 47
Żółte kartki: Šatka, Mleczko – Nalepa.
Czerwona kartka: Conrado (89. minuta, Lechia, za brutalny faul).
Lech: Miłosz Mleczko, Robert Gumny, Lubomir Satka, Djordje Crnomarković, Wołodymyr Kostewycz, Jukub Kamiński, Pedro Tiba (90 Karlo Muhar), Jakub Moder, Darni Ramirez (78 Filip Marchwiński), Kamil Jóźwiak, Timur Żamaletdinow (72 Christian Gytkjaer),
Lechia: Dusan Kuciak, Karol Fila, Michał Nalepa, Mario Maloca, Rafał Pietrzak, Omran Haydary (73 Jaroslav Mihalik), Jarosław Kubicki, Tomasz Makowski, Jakub Kałuziński (65 Maciej Gajos), 17 Ze Gomes (70 Conrado), Łukasz Zwoliński.
Widzów: 6432.