Tylko od Macieja Skorży i jego przełożonych zależy, czy mistrzostwo, które już stało się faktem, nie pójdzie na marne, nie wywoła w klubie serii potężnych kryzysów. Nie wolno powtórzyć błędów. Nie skorzystanie z wielkiej szansy, jaka rysuje się przed Lechem, tym razem będzie niewybaczalne.
Po 2006 roku, gdy do klubu wszedł inwestor z Wronek, Lech mistrzostwo zdobył zaledwie trzykrotnie. To śmiesznie mało biorąc pod uwagę gigantyczny potencjał klubu, możliwości, społeczne zapotrzebowanie na piłkarski sukces, sprzyjające otoczenie gospodarcze. W dwóch poprzednich przypadkach nie udało się zbudować jeszcze mocniejszej drużyny, która miałaby choćby cień szansy na awans do Ligi Mistrzów. W 2010 roku udało się przynajmniej zaistnieć w Europie, świetnie wypaść w konfrontacji z klubami na poziomie Champions League – Juventusem, Manchesterem City.
Siedem lat temu nie dość, że nie powiodło się zawojowanie Europy, to jeszcze drużyna zaczęła staczać się w otchłań. Maciej Skorża jeśli nawet nie był źródłem konfliktów paraliżujących klub, jak głoszą przekazy, to z pewnością nie potrafił zapanować nad wydarzeniami. To był zresztą największy kryzys w jego pełnej sukcesów trenerskiej karierze, bo fatalnie sobie radził także w Szczecinie, gdzie się znalazł po odejściu z Lecha.
Kiedy trener po raz drugi związał się z Lechem, zapewnił, że zdaje sobie sprawę, jakie błędy popełnił, czego musi unikać. Wszystko, co wydarzyło się do tej pory, potwierdza jego deklarację. Teraz jednak przed nim to, co najtrudniejsze. Osiągnięcie mistrzostwa kraju okaże się łatwiejsze niż sensowne zdyskontowanie tego sukcesu. Jeśli nawet uda się osiągnąć to, co najważniejsze i najtrudniejsze, czyli awans do fazy grupowej europejskich rozgrywek, to trzeba jeszcze pogodzić to z rywalizacją w lidze.
Żadnemu polskiemu klubowi jeszcze się to nie powiodło. W Lechu też jeszcze nie wiedzą, jak do tego doprowadzić. Niby zadanie wydaje się proste – mieć rozległą i wyrównaną kadrę, a Lech już się takiej dorobił. Problem w tym, że za chwilę jej nie będzie, bo odejdą ważni zawodnicy. Poza tym sprawa wcale nie jest taka prosta, nie wystarczy dorobić się dwóch jedenastek, z których jedna będzie walczyć w lidze, a druga w pucharach. Kadrą piłkarzy trzeba umiejętnie zarządzać, przygotować ich na duży wysiłek. Zwróćmy uwagę, że najlepsze kluby owszem, mają duży wybór zawodników, ale ci najlepsi i tak grają „na okrągło”, i w lidze, i w Europie. Nie tylko Robert Lewandowski jest tego dobrym przykładem.
Lechowi nie wolno powielać własnych błędów i czekać do końca sierpnia, aż ceny za piłkarzy spadną lub pojawią się ciekawe oferty. Maciej Skorża zdaje sobie sprawę, że mocna drużyna jest mu potrzebna od razu. Przekonaliśmy się, że ma on wpływ na zarząd klubu. Nie wiemy, czy wszystkie jego oczekiwania zostały spełnione, ale z pewnością te najważniejsze zrealizowano. Zapowiada się dobrze. Pierwsze ruchy personalne zaczęły się zanim piłkarze zdążyli rozegrać ostatni mecz w sezonie. Lecha opuszczają van der Hart, który prawdopodobnie jest lepszym bramkarzem niż Filip Bednarek, ale klub o wysokich aspiracjach musi mieć prawdziwego fachowca.
Kibice Lecha nie są zdecydowani, jak ocenić odejście Tiby. Ten piłkarz oddał Lechowi serce, był kapitanem, strzelał ważne bramki, ale ostatnio przesiadywał na ławce, bo trener wyżej cenił innych pomocników. Jeśli w jego miejsce klub sprowadzi kogoś klasy Muhara, pozbycie się Portugalczyka zostanie ocenione fatalnie. Nie jest niemożliwe, że zastąpi go ktoś znacznie lepszy i bardziej perspektywiczny niż gracz 34-letni, jakim za chwilę Tiba będzie.
Ruchy transferowe z pewnością nastąpią, ale ważne byłoby nie naruszać kręgosłupa drużyny. O ile niezbędny jest solidny bramkarz, to Bartosz Salamon i Antonio Milić zapewniają Lechowi pewność w defensywie. Jest ich niestety tylko dwóch, bo Satka może otrzymać ciekawą ofertę, a klub ją zaakceptuje. Trzeba więc myśleć o środkowych obrońcach. Duży wpływ na zwycięstwa Lecha miała klasa bocznych obrońców. Obaj Portugalczycy skazali solidnych, doświadczonych kolegów na ławkę rezerwowych. Wzmocnienie tych pozycji nie wydaje się konieczne. Niezbędna będzie natomiast solidniejsza pomoc. Kwekweskiri, Murawski, a zwłaszcza Karlstrom to gracze klasowi, ale nie ma już Tiby. Przydałby się też co najmniej jeden pomocnik ofensywny, szczególnie w perspektywie prawdopodobnego odejścia Ramireza, a także partner dla Ishaka. Zatrzymanie w Poznaniu Kownackiego będzie bardzo trudne. Szwed nie może pozostać jedynym napastnikiem drużyny walczącej na kilku frontach.
Preferowany przez Macieja Skorżę system gry opiera się na aktywnej grze skrzydłowych. Nikt nie przewidzi, czy tym razem Jan Sykora okaże się wzmocnieniem Lecha. Być może gra w Poznaniu po prostu Czechowi nie leży. Z pewnością nie zrekompensuje jakościowej straty, jaką będzie odejście Kamińskiego. Sprowadzony za godziwe pieniądze Velde nie spełnił oczekiwań. Podobnie jak w przypadku Keity okazało się, że nie wystarczy brylować w Norwegii, by zostać gwiazdą Lecha. Obsada skrzydeł będzie poważnym problemem. Nie można wykluczyć, że na tej pozycji Lech nie zostanie wzmocniony, ale osłabiony.
Przed pionem sportowym Lecha i trenerem wyjątkowo trudny czas. Właśnie teraz rozstrzyga się, czy Lech przejdzie przez otwierające się drzwi i zacznie prawdziwy rozwój, na który całe wielkopolskie środowisko czeka od kilkunastu lat, czy też znów walnie w futrynę i wróci do punktu wyjścia, inaugurując kolejną serię kryzysów.