Lech znów na kolanach. Przegrał z murowanym spadkowiczem. Co za wstyd!

Jeszcze jedno upokorzenie, jeszcze jeden bolesny cios w tysiące kibiców. Ruch Chorzów, który przegrywa niemal z wszystkimi, pokonał faworyzowanego, podobno wciąż walczącego o mistrzostwo Lecha Poznań 2:1. Całkiem zresztą zasłużenie, bo to, co Kolejorz wyprawia, budzi zdumienie ekspertów i oburzenie fanów. Ta drużyna została zdemolowana niezrozumiałymi, niekompetentnymi decyzjami kierownictwa klubu i bezradnością trenera.

Trener Rumak Lecha uznał, że wariant zastosowany w poprzednim spotkaniu sprawdził się i zostawił na ławce rezerwowych jedynych dwóch skrzydłowych – Velde i Ba Louę. Przyszłość pokazała, że była to decyzja błędna. Jedyna zmiana w składzie nastąpiła na pozycji środkowego obrońcy, bo mógł już grać Salamon. W dalszym ciągu kontuzjowany jest Marchwiński, co powiększa długą listę graczy wartościowych, z których korzystać nie można. Pozostali potwierdzili, że indywidualnie daleko im do normalnej dyspozycji, a jako całość nie stanowią drużyny.

Nikt nie potrafił osiągnąć wyraźniejszej przewagi na początku meczu. Raz jeden, raz drugi zespół prowadził atak pozycyjny, przy czym Ruch był bardziej zdecydowany, a Lech grał niemrawo, bez przekonania. Skutecznie o piłkę w ofensywie walczył Szymczak, koledzy jednak nie wykorzystywali jego akcji. Długie podania kierowane do Ishaka nie docierały do celu. Broniący się goście nie potrafili przejąć piłki, nie byli ruchliwi, słabo walczyli, przegrywali bezpośrednie pojedynki.

Po 20 minutach w dobrej sytuacji znalazł się Szymczak, jego strzał zatrzymał obrońca, który przewracając się zagrał przypadkowo ręką. Sędzia Musiał uznał, że o rzucie karnym nie ma mowy. Chwilę potem było już 1:0 dla Ruchu, po dośrodkowaniu i fatalnej postawie nieruchawej obrony, strzale głową i plecami Szczepana z najbliższej odległości. Tylko minutę cieszyli się z prowadzenia gospodarze. Karlstrom został delikatnie sfaulowany w polu karnym, „jedenastkę” pewnie wykorzystał Ishak.

Mecz zaczął się od początku, ale Lechowi wciąż grało się źle, nie poszedł za ciosem. Męczył się powolnymi akcjami, nie potrafił przyspieszyć, kierował podania do nikogo. Trener nie pomyślał, by zakazać podawać bo Mrozka, bo każde jego byle jakie kopnięcie do przodu napędzało akcje ofensywne Ruchu. Tak gra się na podwórkach i w B klasie. Gospodarze coraz częściej trzymali piłkę na połowie Lecha. Byli bardziej operatywni, atakowali dużą liczbą piłkarzy. Karlstrom, który wypracował rzut karny, zmarnował bez liku akcji kopiąc piłkę bezmyślnie do przodu, do nikogo.

W pierwszej połowie Lech zagrał słabiutko, dawał się zdominować, głównie się bronił, był bezzębny. Do drugiej połowy Ruch przystąpił uskrzydlony widząc, jak słaby jest wicelider tabeli. Ten jednak starał się być teraz częściej w posiadaniu piłki. Tyle, że na nic się to nie przekładało, brakowało energii, chęci do walki. Nie brakowało za to nerwowości, niepewności w rozgrywaniu piłki. Gołym okiem było widać, że ta drużyna jest zdewastowana, nieumiejętnie prowadzona.

Pół godziny przed końcem meczu Szymczak wywalczył rzut rożny przed polem karnym Ruchu, a chwilę potem został zastąpiony przez Velde. Stały fragment gry jak zwykle wykorzystany nie został. Na boisko weszli Ba Loua i Pereira, co rozruszało grę Lecha, tacy gracze przydaliby się od początku. Jednak w dalszym ciapy piłkarze Kolejorza marnowali jedną akcję po drugiej, ruszali się jak muchy w smole. Jedynie Velde próbował rozruszać grę swej drużyny, był wartością dodaną. Szkoda, że trener trwonił jego możliwości.

Kto jeszcze miał nadzieję, że Lech jednak ten mecz wygra, musiał przyjąć na głowę kubeł zimnej wody. Ambitnie grający ruch przeprowadził jeszcze jedną akcję w swoim stylu i po dośrodkowaniu zdobył zwycięskiego gola. Lech rzucił się do chaotycznych ataków. Grał teraz szybciej niż dotychczas, bardziej mu zależało, ale jego bezładne akcje nic przynieść nie mogły. Kompromitacja stała się faktem.

Udostępnij:

Podobne