Lech znów bezradny. To już tradycja

Raków Częstochowa przyjeżdża do Poznania? Wynik można obstawiać w ciemno. W niedzielę tradycji stało się zadość, a zadecydowała o tym końcówka meczu, gdy goście, którzy wypuścili prowadzenie z rąk, pokazali, jak się do ostatnich minut walczy o pełną pulę. Lech był słabszą drużyną, gorzej zorganizowaną i jeżeli ktokolwiek miał jeszcze nadzieje na obronę tytułu, musiał się pozbyć złudzeń. Pucharu Polski w tym roku znów nie będzie. Mistrzostwo też właśnie przepadło.

Wszyscy w Poznaniu wiedzieli, jak Raków zagra, bo taktyki nie zmienia od lat, tylko doskonali własny sposób gry. Próbą zaskoczenia przeciwnika przez Lecha były zmiany w defensywie. Obaj boczni obrońcy z Portugalii tym razem odpoczywali. Zastosowany został wariant z trzema środkowymi obrońcami, wahadłowymi byli Skóraś i Czerwiński. Już po pierwszych akacjach wiedzieliśmy, jaki to będzie mecz. Goście wdrożyli ostry, aktywny pressing. Nic sobie nie robili ze zmiany taktyki Lecha. Częściej byli przy piłce, łatwo ją przejmowali i ze swobodą nią operowali, wygrywali indywidualne pojedynki.

Pierwsze fragmenty były w miarę wyrównane, potem jednak goście natarli i na długie minuty zamknęli Lecha na jego połowie. Próby wydostania się z piłką do środka boiska nie mogły się powieść przy niecelnych podaniach. Gra była szybka, ale głównie w wykonaniu Rakowa. Kiedy przejmował piłkę, następowało gwałtowne przyspieszenie i już w kilka sekund obrona gospodarzy była w opałach. Kiedy piłkę przejmował Lech, kierował ją do boku, do środka, albo pod naporem przeciwnika do tyłu, do obrońców lub Bednarka. Sporadycznie tylko udawało się wychodzić spod pressingu podaniami, częściej Bednarek posyłał piłkę byle dalej od własnej bramki.

Raków jako pierwszy wywalczył dobrą okazję bramkową, gdy Satka popełnił faul kilka metrów od linii pola karnego. Ivi Lopez, zwykle niezawodny w takich momentach, nie wykorzystał rzutu wolnego. Trafił w mur. Dużo lepszą szansę miał Lech. Szymczak idealnie obsłużył Ishaka. To było mistrzowskie podanie prostopadłe. Błyskawiczne wyjście bramkarza utrudniło Szwedowi wykorzystanie sytuacji sam na sam i na trybunach rozległ się jęk zawodu. W pierwszej połowie nic się już nie zmieniło, choć przewagę miał Raków. Lech kilka razy strzelił celnie, ale krzywdy Kovaceviciowi nie zrobił.

Kilka minut po przerwie Lech musiał przyjąć ciężki cios. W każdym z ostatnich meczów któryś z zawodników Kolejorza popełnił niewybaczalny błąd. Tym razem padło na Szymczaaka, który dał sobie odebrać piłkę blisko własnej bramki. Sam na sam z Bednarkiem znalazł się Kun i zademonstrował Ishakowi, jak się wykorzystuje takie sytuacje. Kto myślał, że teraz Lech przejdzie do ataku, był w błędzie. Raków nie spuszczał z tonu, wciąż był aktywny, nacierał na bramkę Bednarka. Lech atakował sporadycznie, ale – jak się okazało – skutecznie. Po rzucie wolnym wykonanym przez Czerwińskiego z boku boiska, odbita piłka trafiła do Skórasia, a ten oddał potężny, półgórny strzał lewą nogą. Kovacević był bezradny.

Mecz zaczynał się od nowa, ale Lech znów nie wziął spraw w swoje ręce. Wciąż przewagę miał Raków, który ani myślał wracać do siebie bez zwycięstwa. Gospodarze byli zbyt słabi w ofensywie, by tworzyć okazje bramkowe. W tej sytuacji pozostało obronić remis, który był dobrym rezultatem biorąc pod uwagę własną słabość i przewagę gości. I Kolejorz rzeczywiście się bronił, i to coraz bardziej głęboko. Nie było łatwo powstrzymywać Ivi’ego, który wcześniej grał w głębi pola, a teraz przeszedł na lewe skrzydło i raz po raz nękał obronę Kolejorza rajdami i podaniami do kolegów. Wreszcie stało się – padł gol.

Jak się okazało po analizie VAR, zawodnik Rakowa dotknął piłki ręką i sędzia bramkę anulował. Lech nie wyciągnął z tego żadnych wniosków. Nie potrafił trzymać piłki daleko od swego pola karnego. Raków zepchnął go do głębokiej defensywy i dopiął swego, w dziecinnie łatwy sposób. Marchwiński sfaulował rywala blisko linii końcowej boiska. Ivi Lopez dośrodkował z rzutu wolnego, a wysoki Piasecki wyskoczył wyżej niż obrońcy Lecha. I było po meczu. 22 tysiące widzów z rozczarowaniem i w milczeniu opuszczało stadion. Lech nie musiał tego meczu przegrać. Uległ drużynie, która nastawiła się na zwycięstwo i wiedziała, jak to osiągnąć.

Udostępnij:

Podobne