Lech uczy się na błędach. Czy potwierdzi to na Śląsku?

Mimo, że mecz z GKSem Katowice nie zakończył się spektakularnym zwycięstwem, to i tak Lech pokazał swoją moc. Tylko dzięki bramkarzowi gości i wysokiej nieskuteczności nie wygrał znacznie wyżej. Jednorazowo nie powinno to budzić obaw. Takie mecze się zdarzają. Dużo ważniejsze są wnioski z samej postawy na boisku i widoczne realne wyciągnięcie wniosków przede wszystkim z domowej wpadki, z innym beniaminkiem, Motorem Lublin.

Dwa mecze z beniaminkami. Zupełnie inne historie 

W kończącej się rundzie mało jest elementów, do których można się przyczepić. Kolejorzowi zdarzyła się kompromitacja w Pucharze Polski, jednak trenerowi Frederiksenowi udało się szybko podnieść zespół i wymazać z pamięci złe wspomnienia. Do tego można doliczyć spotkanie wyjazdowe z Puszczą. Tam Lecha skrzywdził sędzia Raczkowski, który niesłusznie wyrzucił Michała Gurgula z boiska. Przyznała to także Komisja ligi, ale wyniku meczu zmienić nie mogła. Ciężko stwierdzić, jak mecz by się skończył, gdyby obie drużyny grały w równym rozkładzie sił.

Lech od feralnego zakończenia poprzedniego sezonu z Koroną przed własną publicznością przegrał raz, ale wyjątkowo boleśnie. Mimo wyjścia na prowadzenie na koniec musiał uznać wyższość Motoru Lublin. Samuel Mraz momentalnie doprowadził do wyrównania. Goście poczuli się pewniej, zaczęli grać odważniej i w drugiej części gry słowacki napastnik zapewnił swojej drużynie komplet punktów.

Przed sobotnim meczem, mimo efektownej wygranej z Legią przed przerwą reprezentacyjną, można było mieć obawy, że scenariusz się powtórzy. Między beniaminkami można znaleźć wiele podobieństw. Oba szturmem wbiły się do Ekstraklasy, udowadniając, że od razu po awansie można rywalizować jak równy z równym z każdą drużyną w kraju. Ich gra nie polega tylko na murowaniu dostępu do własnej bramki i szybkich kontrach. Potrafią zaskoczyć przeciwnika odważnym doskokiem, twardą, nieustępliwą postawą i mądrą, czasami, wręcz widowiskową ofensywą. Są sporą wartością dodaną do rozgrywek, z dużą przyjemnością można obserwować ich poczynania, jednak równocześnie stanowią zagrożenie dla każdego przeciwnika i postrach drużyn z czołówki tabeli.

Tym bardziej warto docenić, jak zupełnie inaczej Lech podszedł do meczów z oboma beniaminkami. GKS-owi nie pozwolił praktycznie na nic. W każdym momencie meczu miał pełną kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi. Stwarzał następne sytuacje pod bramką Dawida Kudły, a po stracie jak najszybciej odbierał piłkę. Bartosz Mrozek zdecydowanie więcej pracy miał nogami przy wyprowadzaniu piłki niż rękami broniąc uderzeń w swoim kierunku. 

Lechici perfekcyjnie wychodzili spod zakładanego wysokiego pressingu. Grając na wysokim ryzyku z Radosławem Murawskim schodzącym do linii obrony piłka szybko przenosiła się na drugą część boiska i akcja najczęściej kończyła się próbą zaskoczenia golkipera. Po szybko strzelonym golu przez Mikaela Ishaka nie było ani momentu rozluźnienia. Plan na mecz był konsekwentnie realizowany z bardzo dobrym skutkiem.

Wpływ na taką postawę też miał wspomniany styl gry. Doskonale wiadomo, że filozofia Nielsa Frederiksena lepiej sprawdza się z drużynami bardziej odważnymi, chętnymi do gry w piłkę i równej rywalizacji. Prawdopodobnie gdyby Rafał Górak kazał swoim piłkarzom ustawić się niżej, tak jak wiele zespołów przy Bułgarskiej, to miałby większe szanse na ugranie przynajmniej remisu. Trener nie zdecydował się na taki wariant, co w przyszłości zaprocentuje zdobytym doświadczeniem, jednak obecnie było to ułatwienie zadania Lechowi, który doskonale odnalazł się w takich realiach meczowych. Miał znacznie więcej przestrzeni przed polem karnym na konstruowanie sytuacji.

Głównym zarzutem do aktualnych liderów Ekstraklasy jest słaba skuteczność w tym meczu. Zimna krew przy wykańczaniu dogodnych okazji na bramkę można mogła zapewnić o wiele wyższy wynik. Trzeba wiedzieć, że takie mecze się zdarzają, kiedy dana drużyna na potęgę marnuje szanse. Tym bardziej ważne jest, że i tak piłka dwukrotnie znalazła się w siatce. Jeśli podobny problem nie zaistnieje w dwóch ostatnich spotkaniach tego roku, to nie będzie podstaw do szukania niepokojących sygnałów.

Potwierdzić mistrzowskie aspiracje. W jaki sposób Lech spuentuje rok?

W śląskim dwumeczu musiałby wydarzyć się istny kataklizm, żeby zepsuł Lechowi dorobek całej rundy. Niemal pewne jest, że Niels Frederiksen przez całą przerwę zimową będzie mógł mówić o sobie jak o szkoleniowcu lidera Ekstraklasy. Piast i tydzień później Górnik – tak lechici zakończą rok. Oba mecze nie będą należały do najłatwiejszych. Targana problemami drużyna z Gliwic to typowy średniak, z którym nigdy nie gra się łatwo. Niezależnie od wszystkiego postawią trudne warunki. To też ostatnia drużyna z elity, z którą jeszcze nie miał okazji mierzyć się duński trener Lecha. 

Kolejorz udowadnia, że jeśli skupi się na doprowadzeniu swojej formy do optymalnej, to niezależnie od przeciwnika jest nie do pokonania. Tylko słabsza dyspozycja danego dnia, czy wydarzenia losowe, takie jak zawieszenia i kontuzje pozwalają rywalom liczyć na korzystny rezultat. Tak będzie też w Gliwicach. Jeśli piłkarze Nielsa Frederiksena zagrają tak, jak z Legią czy GKSem Katowice, to spora grupa kibiców na sektorze gości po końcowym gwizdku będzie świętowała następne zwycięstwo i miano najlepszej drużyny tego półrocza.

Na papierze Górnik będzie trudniejszym przeciwnikiem. Co prawda Lech nie przegrał na stadionie im. Ernesta Pohla od 7 lat, ale nigdy nie gra się tam łatwo. Niesieni przez własną publiczność gospodarze każdemu kolejnemu rywalowi stawiają trudne warunki. Jest to typowa drużyna górnej części tabeli, która aspiruje do czołówki, jednak za każdym razem czegoś brakuje. Jan Urban nie może chwalić się wielkim komfortem pracy. Poza mistrzem świata, Lukasem Podolskim najlepsi zawodnicy regularnie odchodzą za granicę i od początku trzeba szukać nowych, nieoczywistych liderów.

Poważnym utrudnieniem w trakcie meczu w Zabrzu może być pogoda. Już poprzedni rok i spotkanie w Kielcach pokazało, że grudzień potrafi zaskakiwać brutalnymi atakami zimy. Szczególnie o tak późnej godzinie, na jaką zaplanowano tą rywalizację, temperatura może być wyjątkowo niska, a z nieba może sypać się śnieg mocno utrudniający grę. Przy pozytywnym rezultacie w Gliwicach potencjalny brak zwycięstwa tydzień później zostanie przyjęty ze zrozumieniem. Scenariusz z kompletem punktów po wyjazdowym dwumeczu jest mocno optymistyczny, jednak zdecydowanie realny. Niels Frederiksen po raz kolejny pozytywnie zaskoczyłby kibiców i sprawiłby wyjątkowo udany prezent na święta. Pokazał moc swojego Lecha i udowodnił, kto na wiosnę będzie pewnie kroczył po następne mistrzostwo do kolekcji.

Mikołaj Duda 

Udostępnij:

Podobne

Koniec roku weryfikuje oczekiwania

Miało być przepięknie. Prezentujący atrakcyjny, ofensywny futbol Lech wypracowałby w tym roku przewagę nad największymi ligowymi rywalami i wiosną pewnie zmierzał po mistrzostwo, by potem

Niech nas znów zaskoczą. Byle pozytywnie

Niewiele brakowało, by Lech nie poniósł konsekwencji ubiegłotygodniowej niespodziewanej obniżki formy. Spośród jego największych konkurentów w walce o mistrzostwo tylko Raków odniósł zwycięstwo, w charakterystyczny