Przeciwnicy nie opowiadali o ciężkich przygotowaniach, o ogromnej pracy wykonanej podczas zgrupowania. Przyjechali na Bułgarską i dali słabiutkiemu Lechowi lekcję futbolu. Byli lepsi pod każdym względem. Sprawniej operowali piłką. Byli szybsi, zwrotniejsi, lepiej wytrzymali mecz kondycyjnie. Przede wszystkim mieli pomysł na grę.
A Lech? Grał tak, jakby był zamulony. Brakowało świeżości, rozmachu w grze. Nic się nie udawało, rywale przejmowali niemal wszystkie piłki, uniemożliwiali przeprowadzanie akcji. Gospodarze byli bezradni, nie wiedzieli, co robić. W pierwszej połowie zostali zdominowani. Wtedy jeszcze atakujące, mające inicjatywę Zagłębie nie tworzyło wielu sytuacji bramkowych, natomiast Lech mógł całkiem niespodziewanie objąć prowadzenie. Makuszewski z bliskiej odległości nie potrafił wykorzystać dobrego dośrodkowania De Marco.
Lech był do tego meczu źle przygotowany taktycznie. Właściwie nie stosował żadnej taktyki. Miał być wysoki pressing. Były nieśmiałe, pojedyncze próby. Wystawienie na bocznej obronie Janickiego, stale popełniającego błędy, bezproduktywnego w ofensywie, okazało się całkowitym nieporozumieniem.
Po przerwie oba zespoły zagrały z większym luzem. Lech starał się wreszcie rozwinąć skrzydła. Przez chwilę miał szczęście. Potrafił zdobyć gola, gdy Tiba oddał potężny strzał z dystansu trafiając w słupek. Piłka odbiła się od bramkarza, kilkadziesiąt centymetrów przed linią dopadł do niej Gytkjaer i wbił do bramki. Po kilku minutach mógł wykorzystać fatalną pomyłkę bramkarza. Nie udało się.
Gościom początkowo szczęście nie sprzyjało. Po strzale Pawłowskiego VAR orzekł, że piłka nie przekroczyła linii bramkowej. Ten sam zawodnik trafił potem w słupek. Wkrótce piłka odbijała się w polu karnym Lecha od kilku zawodników, aż padł dość przypadkowy gol. Kilka minut przed końcem po faulu w polu karnym i kolejnej decyzji VAR-u sędzia podyktował jedenastkę przeciwko Lechowi. Burić spisał się kapitalnie, obronił dobry strzał Starzyńskiego. Wydawało się, że będzie remis. Zagłębie, które w przeciwieństwie do Lecha nie opadło z sił, wciąż jednak atakowało i zostało mu to wynagrodzone. Po rzucie rożnym piłka odbiła się od głowy Vujadinovicia, Burić był tym razem bezradny. Potwierdziło się, że szczęście sprzyja lepszym.
Lech Poznań – Zagłębie Lubin 1:2 (0:0)
Bramki: Christian Gytkjaer (66’) – Filip Starzyński (75’), Nikola Vujadinović (90’ +2 – sam.)
Żółte kartki: Rafał Janicki (88’) – Bartosz Kopacz (45’), Bartosz Slisz (52’)
Lech: Jasmin Burić – Rafał Janicki, Thomas Rogne, Nikola Vujadinović, Vernon De Marco – Maciej Makuszewski (83’ Tymoteusz Klupś), Maciej Gajos, Pedro Tiba, Kamil Jóźwiak (70’ Darko Jevtić) – Joao Amaral, Christian Gytkjaer (85’ Timur Żamaletdinow).
Zagłębi: Konrad Forenc – Bartosz Kopacz, Damian Oko, Lubomir Guldan, Sasa Balić (86’ Maciej Dąbrowski) – Bartosz Slisz, Filip Jagiełło – Bartłomiej Pawłowski, Filip Starzyński, Damjan Bohar (90’ Vladislav Sirotov) – Patryk Tuszyński (87’ Jakub Mares)
Widzów 12 tysięcy.