Wystarczy wygrać kilka spotkań, przeprowadzić ciekawe transfery, by atmosfera wokół Lecha zmieniła się o 180 stopni. Futbolem rządzą emocje, łatwo popadać w skrajności. Zwłaszcza w klubie po przejściach, dalekim od stabilizacji. Łatwość, z jaką Lech odprawił wicelidera, napawa optymizmem, przyciągnie publiczność na trybuny. Gdyby pojawiły się zakłócenia, znów mogą się odwrócić.
Trener Lecha nie może nie wiedzieć, jak duża ciąży na nim odpowiedzialność. To on jest sprawcą całego zamieszania. Pełni rolę nie tylko trenera, ale i szefa klubowego marketingu. Jak twierdzi, drużyna musi pracować nad mechanizmami w grze, dzięki którym po każdym potknięciu łatwo będzie wrócić do wygrywania. Jednak niepowodzenie, nawet chwilowe, może zniechęcić ludzi do Lecha, zasiać wątpliwości.
Nie Maciej Skorża odpowiada za te rozchwiane emocje, za kibicowskie niedowiarstwo. Kierownictwo klubu pracowało na to latami, skazało Lecha na nieustanne zmiany koniunktury. Dlatego tak ważne jest wykorzystywanie każdej dobrej passy, nabieranie przez piłkarzy pewności siebie i przekonywanie kibiców, że tym razem nie dojdzie do sytuacji, jaka występowała w ostatnich latach, gdy wszystko potrafiło runąć z dnia na dzień.
Do Poznania znów przyjeżdża wicelider. Pogoń też jest na fali, zwłaszcza po powrocie do Szczecina Grosickiego. Piłkarze gości świetnie pamiętają, jak zimą zdemolowali słabiutkiego Lecha. Teraz zobaczą przed sobą inną drużynę, nie tylko personalnie. W Szczecinie dobrze się dzieje, więc ewentualna porażka, druga już w tym sezonie, niczym tam nie zachwieje. Natomiast Lech potrzebuje zwycięstw jak powietrza. Dopiero buduje dojrzałość, wytrzymałość na presję.