Jeszcze 20 minut przed końcem meczu w Wiedniu Lech był w fazie pucharowej Ligi Konferencji. Prowadził 1:0 z Austrią po golu Ishaka i miał przewagę. W najgorszym momencie łatwo dał się ograć Rebocho i Austria wyrównała odbierając Lechowi awans. Beznadziejne zachowanie Amarala w samej końcówce odebrało szansę na odzyskanie prowadzenia. Nie chcąc żegnać Europy, Lech nie może za tydzień przegrać z Villarreal.
Na opanowanie środka boiska liczył John van den Brom wystawiając trzech pomocników defensywnych – Kwekweskiriego, Karlstroma i Murawskiego. To się nie zdarzało, trener stawiał tylko na dwóch z nich. Zrezygnował za to z jednego ze skrzydłowych. Teoretycznie na boku boiska ustawiony był Szymczak, bardziej się sprawdzający jako gracz operujący za napastnikiem. Dużą siłę ofensywną widzieliśmy za to na ławce rezerwowych, przynajmniej teoretycznie – Amarala, Sousę i aż trzech skrzydłowych.
Od pierwszych minut należało spodziewać się szturmu gospodarzy, którzy bezwzględnie potrzebowali zwycięstwa. Jednak Lech panował nad wydarzeniami, miał nawet lekką przewagę, egzekwował rzut różny, niestety bardzo słabo. Po kilku minutach próbował strzelać Szymczak. Obrońcy zablokowali to uderzenie, a po chwili kibicom Lecha zadrżały serca, gdy pomocy lekarskiej wymagał Ishak. Na szczęście wrócił do gry.
Gra się wyrównała. Austria stosowała pressing i wzmocnioną obronę, ale gdy pojawiała się okazja do zaatakowania, robiła to. Po kilkunastu minutach Bednarek musiał na raty bronić strzał Kelesa, najpierw nogą. Po ospałym początku gospodarze grali już bardziej aktywnie. Potrafili składnie atakować, ale nie wychodziły im strzały i dośrodkowania. Lech też próbował szczęścia, lecz jego akcje szybko się kończyły z powodu niedokładności w podaniach i prostych strat, głównie w wykonaniu Szymczaka. Jedna z nich mogła się źle skończyć. Austria zaatakowała i po wrzutce pod bramkę Bednarka odbita piłka spadła na poprzeczkę. Lech w tym okresie grał słabo, jakby zgubił koncept.
Nie było spodziewanego natarcia Austrii, ale i tak miała ona przewagę, za sprawą nijakiej gry Lecha, który nie był groźny, niczego ciekawego nie pokazywali gracze ofensywni. Dopiero po pół godzinie groźny strzał oddał Szymczak. Bramkarz trącił piłkę kierując ją na róg, z którego wynikła szybka kontra gospodarzy.
5 minut przed końcem pierwszej połowy Lech stanął przed szansą zdobycia gola. Ishak był faulowany kilka metrów przed polem karnym. Z rzutu wolnego Kwekweskiri przeniósł niestety piłkę nad poprzeczkę. Po kilku minutach kolejny faul, rzut wolny z okolic narożnika pola karnego. Skutek podobny, piłka trafiła do Murawskiego, a ten trafił panu Bogu w okno.
Drugą połowę Lech zaczął o wiele energiczniej i niemal natychmiast przyniosło to efekt. Pierwsze ataki się nie powiodły z powodu niedokładności, pozycji spalonej, ale w 49 minucie strzał z dystansu oddał Kwekweskiri. Bramkarz odbił piłkę, przejął ją Szymczak, podał do Ishaka, a ten strzelił kolejnego swego pucharowego gola i Kolejorz prowadził.
W drugiej połowie Lech prezentował się lepiej niż pierwszej, częściej atakował, ale musiał być uważny, bo gospodarze nie bawili się w długie rozgrywanie lecz po przejęciu piłki starali się jak najszybciej przenieść grę pod pole karne Kolejorza. Wydawało się mimo wszystko, że mecz jest pod kontrolą, Lech panuje nad sytuacją, brakuje mu tylko zdobycia drugiego gola. Niestety, nie dość, że nie zamknął spotkania, to stracił gola po złym zachowaniu Rebocho. Ogrywany Portugalczyk żądał podyktowania rzutu wolnego. VAR-u nie było, a sędzia pokazał mu żółtą kartkę za namolność.
Trener Austrii dokonał kilku zmian, by wykorzystać moment i zaatakować, rozstrzygnąć spotkanie na swoją korzyść. Jednak Lech dość szybko wrócił do równowagi i miał optyczną przewagę, ale znów tego nie wykorzystał i gra zrobiła się szarpana, powtarzały się faule i przepychanki, a ten chaos bardziej sprzyjał gospodarzom. Raz jedna drużyna atakowała, raz druga. W doliczonym czasie super okazję zmarnował Amaral. Po kontrze otrzymał dobre podanie od Sobiecha, ale posłał piłkę nad poprzeczkę.
Ostatnie minuty to cios za cios, atak za atak. Piłka przenosiła spod jednej bramki pod drugą. Kolejny strzał oddał Amaral, tym razem celnie, ale niegroźnie dla bramkarza. I sędzia zakończył mecz. Piłkarze Lecha mają prawo być rozczarowani. Kolejny raz tracą punkty po indywidualnych błędach. Tym razem zawinił Rebocho, nie pierwszy raz tej jesieni.
Fot. Damian Garbatowski